fbpx

Włącz i wyłącz jako metoda radzenia sobie ze stresem

Każdy, kto kiedykolwiek siedział przed komputerem wie, że „wyłącz i włącz jeszcze raz” to najbardziej skuteczna metoda przeciwdziałania skutkom problemów informatycznych. „Zresetuj” weszło już do szerszego obiegu i stało się częstą strategią well-beingu. Zresetowanie, rozumiane jako odpoczynek, jest odcięciem się od świata np. na łonie natury czy też poprzez spożycie zbyt dużej ilości alkoholu, dające nam zupełnie nowy start do kolejnych działań 😉. To takie intuicyjne! Jak prawdziwie dobrze zrobiony UX! Ale czy faktycznie skuteczne? O tym w dzisiejszym wpisie.

Po pierwsze: to nie jest tak jak myślisz

Stres jest winny tylu różnym problemom ze zdrowiem, relacjami i emocjami, że radzenie sobie z nim jest kluczowym elementem przetrwania naszego gatunku. Poprzez „radzenie sobie ze stresem” większosc z nas rozumie jego wyeliminowanie. Ale tak prawdziwie i faktycznie – czy jest to w ogóle możliwe? A co byście powiedzieli na to, że nie dość, że NIE jest to możliwe, to jeszcze na dodatek w bardzo prosty sposób, mianowicie zmieniając nastawienie, można stres wykorzystać do swoich celów? Mogłabym długo o tym, ale lepiej obejrzyjcie poniższego TEDa i dowiedzcie się od ekspertki, Kelly McGonigal:

To kiedy ten reset?

Obejrzane? Cieszę się. To teraz pytacie o ten reset – skoro można radzić sobie ze stresem w tak prosty i w sumie oczywisty sposób, to czy rzeczywiście możemy znaleźć się w sytuacji, w której trzeba zacząć wszystko od nowa?

Wspomniane na początku tekstu metody na reset to tak naprawdę żart – nie chodzi tu wszak o rozwiązania krótkoterminowe, które oczywiście bywają bardzo przyjemne, ale momenty, w których… nie ma wyjścia.

Zawsze gdy stajemy przed takim dylematem z moimi Klientami, zadajemy sobie kilka pytań:

  1. Czy mam jakikolwiek wpływ na to, co mnie tak denerwuje? Czy mogę to zmienić? (Zazwyczaj grają tutaj niefajny szef lub durne pomysły organizacji, więc ten tego, odpowiedź brzmi, niezależnie od tego jak bardzo chcemy by było inaczej: nie).
  2. Czy mogę to zaakceptować? (Jeżeli tak to luz i przechodzimy do pytania nr 3, jeżeli nie to lipa i przechodzimy do pytania nr 3).
  3. Czy mam poza pracą (poza tym obszarem – bo pytania są jak najbardziej rzeczowe w każdym obszarze, ale wiecie, ja jestem od tej zawodowej strony) mocny fundament i poukładane w innych aspektach życia? (Jeżeli tak, to wciskanie reset jest bardzo blisko. Jeżeli nie – warto zastanowić się nad szerszym planem działania i co jest najważniejsze).

Jeżeli jesteś w sytuacji, która Ci nie służy i nie możesz jej zmienić to jest to czas na reset. I – co ważne – w świecie zawodowym jest to chyba najłatwiejsze z wszystkich naszych „światów”. Na pewno łatwiejsze niż wychodzenie z toksycznych relacji czy trudnych nawyków. Trzeba tylko zadbać o siebie.

I na koniec, trochę lżejszym tonem, niepowtarzalny Gaur Gopal Das:

Stakeholder management – czy już to robisz i dlaczego warto?

„Stakeholder management” to hasło, oraz jego mniej lub bardziej pokraczny, polski odpowiednik, szturmem bierze ostatnio robione przeze mnie CV menadżerów wysokiego szczebla. Dlaczego zarządzanie interesariuszami – bo tak to niestety po polsku brzmi – jest obecnie cechą, którą warto się chwalić i jak się dowiedzieć czy już to robisz? Read on, my friend!

Każdy ma swojego stakeholder’a

Mimo że hasło brzmi bardzo oficjalnie, stakeholderów spotykasz codziennie: są to osoby, które mają największy wpływ na Twoją pracę. A stakeholder management to proces tworzenia i utrzymywania z nimi dobrych relacji, co docelowo ma doprowadzić do jakiejś fajnej gratyfikacji, a krótkofalowo ułatwi realizację własnych pomysłów.

Stakeholder management jest umiejętnością szczególnie pożądaną w zawodach lub firmach działających projektowo lub gdzie kilka zespołów musi dowieźć swoją część na czas, a każdy z nich odpowiada za coś (i przede wszystkim PRZED kimś) innym.

Nie jest to jednak tak proste jak „szef mnie lubi” – zarządzanie interesariuszami to zaplanowanym proces, w którym wykorzystuje się bardzo konkretne cechy, umiejętności i strategie.

stakeholder management
Stakeholder management – wymaga zaplanowania i precyzji

Szybki plan stakerholder managera

Temat znalazł się na łamach mojego bloga, bo skuteczny stakeholder management w dużej mierze opiera się na moich ulubionych kompetencjach przyszłości (w ostatnim odcinku gościliśmy umiejętność uczenia się przez całe życie i ciągłego poszerzania kompetencji). Zanim jednak przejdziemy do konkretnych działań, warto mieć plan: od ogółu do szczegółu, jak w szkole 😉

  1. Po pierwsze, rozpoznaj kto jest stakeholderem w Twojej sytuacji, ilu ich jest i kto ma jaką moc i rangę. A potem zastanów się co od każdego z nich oczekujesz w odniesieniu do realizowanego projektu.
  2. Zaplanuj w jaki sposób, jak często i w jakim celu będziesz z nimi rozmawiać. Odpowiednio dobierz metodę komunikacji oraz styl raportowania do wymagań i sposobu bycia każdego z interesariuszy.

Mamy bazę – z kim i o co toczy się gra 🙂 Teraz rozpoznaj jakimi narzędziami warto ją toczyć:

Komunikacja – wspomniana już oraz szeroko opisana tu, jednak jest podstawowym narzędziem do zjednywania sobie stakeholderów oraz realizacji (wspólnego) celu.

Przywództwo – porywanie tłumów to cenna umiejętność pod kątem przekonania przełożonych, że Twój pomysł JUŻ zaprzęga innych do pracy

stakeholder management
Stakeholder management meeting z widokiem na brzydki dywan 😉

Zarządzanie potrzebami – czego chce klient? czego chce interesariusz? Ty to wiesz i na to odpowiadasz.

Negocjacje – fajnie by było dostać 100%, ale to mało realne. Umiejętność argumentacji i dyskusji pozwala zbliżyć się do tej liczby.

Rozwiązywanie problemów – każdy wie, że przychodzi się z rozwiązaniem (dobrym 😉

Planowanie – i przewidywanie zdejmują z barków Twojego interesariusza, a także Twoich znaczną część stresu. Fajnie!

I teraz następuje nagły zwrot akcji – a może dla niektórych oczywisty – głównym celem tego wpisu nie było podanie ABC co robić by szef/szefowa był nam przychylny, wszak stakeholder management to przede wszystkim jak najlepiej zrealizowane zadania i skończone projekty. Korzyści dla nas płyną z dobrze i celowo wykonanej pracy. A to, że wyszła nam gotowa checklista cech do wpisania w CV, to jakoś tak przez przypadek… 😉

To czego się dziś nauczyłaś / nauczyłeś?

A wczoraj? W zeszłym miesiącu? Czy ciągle poszerzasz swoje kompetencje, uczysz się nowych rzeczy? Kiedyś to było! Kończyło się szkołę podstawową, potem liceum i już miało się kilka sprawności z wiedzy ogólnej. Człowiek szedł na studia i – teoretycznie – wychodził jako specjalista z jakiejś dziedziny. Aż się łezka w oku kręci, no ale, nie bardzo. Jeżeli masz ochotę zostać na rynku pracy i mieć na nim w miarę stabilne miejsce, czas zaakceptować proces life long learning – będziesz się uczyć przez całe życie i nigdy nie osiągniesz pełnego stanu wiedzy. Dlaczego? To po prostu niemożliwe przy tak zmieniającym się świecie.

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności, inteligencji emocjonalnej, zarządzaniu czasem, elastyczności poznawczej, zorientowaniu na usługi, kompetencjach cyfrowych i rezyliencji.

Dlaczego life long learning jest kompetencją przyszłości?

Jak wszystko tutaj, przyczyny mogą być dwie i zazwyczaj występują w parze. Przede wszystkim głównym driverem jest, nasza serdeczna przyjaciółka, Zmiana. Każdy obszar jest aktualizowany, zmieniają się prawa, rozumienie i zakres wiedzy. Teraz jest moment, w którym jakiś cwaniaczek z publiczności mówi: a historia? Tak, historia się NIE zmienia, ale nasze nastawienie do niej już jak najbardziej tak. Niektóre zachowania, które były całkiem spoko, po analizie obecnie nie wypadają najlepiej. Ja na przykład nie chciałabym mieć „inkwizytorka” czy „kolonialistka” w CV.

Drugim bodźcem jest brak automatyzacji – ponieważ nie wiemy jaka wiedza będzie nam potrzebna, co jeszcze zostanie odkryte / zmienione, nie ma możliwości przygotowania na to maszyn, robotów czy algorytmów. Człowiek górą!

Throwback Thursday do 2004r i matury i czasów, kiedy myślałam, że jeszcze tylko 5 lat, a nie całe życie nauki mnie czeka 😉

Twoje strategie na life long learning

Life long learning jest o tyle super, że nie musisz mieć do niego żadnych predyspozycji. Po prostu nastaw się na to, że zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego, poszerzać swoje zainteresowania i umiejętności. Jak szukać okazji do tego?

  • aktywna postawa – kursy, szkolenia, webinary – w dobie (post)pandemicznej są dostępne bardziej niż kiedykolwiek. Wygospodaruj czas by skorzystać z niektórych z nich, a stawiam 50zł, że znajdziesz taki na insertujące Cię tematy
  • technologie są ok – staraj się używać albo przynajmniej zrozumieć najnowsze technologie. Nawet jeżeli uznasz, że TikTok nie jest dla Ciebie, koncepcja NFT jest bezsensu, a trzymanie kasy w materacu lepsze niż Bitcoin, nie możesz pozostać w tyle
  • przyjemne z pożytecznym – rozwój i wiedza nie musi, a wręcz nie powinna, dotyczyć jedynie Twojej sytuacji zawodowej. Rozwijaj się w każdym aspekcie: osobistym, społecznym czy obywatelskim.
  • zmieniaj nawyki – to, że już coś umiesz nie oznacza, że jest pozamiatane. Life long learning zachęca do uczenia się, kwestionowania, oduczania i uczenia na nowo. Przykład? Mnóstwo, ale np. zmiana w podejściu do ekologii, chociażby w żywieniu, może być jednym z nich (ziemniaczki możesz zostawić, ale zjedz mięsko kontra flexitarianism i inne, bardziej radykalne formy rezygnowania z mięsa).

To co, czego się dziś nauczysz?

Osobista Rada Nadzorcza – hot or not?

Osobista Rada Nadzorcza (ORN, nie mylić z ONR 😉) to koncept, z którym spotykam się coraz częściej i nie wiem co o nim myśleć.

Na początek: czym jest Osobista Rada Nadzorcza (Personal Advisory Board)?

Jest to grupa ludzi, których się radzisz przed podjęciem kluczowej decyzji (zawodowej). Nie są to jednak tacy zwykli ludzie, których normalnie byś pytał/a (siostra, chłopak, przyjaciele), a osoby, które w Twojej dotychczasowej karierze zawodowej czymś Ci zaimponowały, czegoś nauczyły lub uzupełniają cechy, których sam/a nie posiadasz. W pewnym sensie mentorzy, ale bardziej ad hoc. Osoby, których insight pomaga w rozwijaniu Ciebie i Twojej kariery, dzięki nim przekraczasz swoje limity.

osobista rada nadzorcza
Moja Osobista Rada Nadzorcza debatuje nad stanem moich finansów. Inscenizowane 😉

Zdania są podzielone – czy tworzysz taką radę oficjalnie zapraszając do niej członków czy jednak jest to lista uformowana w Twojej głowie. Zapewne decyzja do podjęcia indywidualnie, aczkolwiek wszystkie scenariusze, które rozegrały się w mojej głowie gdy ktoś podchodzi i zaprasza były raczej 😬 niż 👍

Osobista Rada Nadzorcza – Twoi właśni Avengersi

Kogo warto mieć w ORN? Niczym Planetarianie lub, dla młodszego pokolenia, Avengersi, każdy powinien mieć supermoc. Najlepiej taką, której nie masz Ty. Na przykład:

rozbudowany network – na tym zawsze można skorzystać, a jeżeli jest on jeszcze na dodatek branżowy, skracasz sobie ilość podań ręki do uzyskania istotnych dla Ciebie spotkań lub informacji.

wyższe stanowisko / większe doświadczenie – bo to zapewne Twój późniejszy cel. Pytanie u źródła to droga na skróty!

to samo / podobne stanowisko w innej organizacji – dobry punkt odniesienia

niższe stanowisko niż Ty – dla nadania perspektywy i pokory

wiedzę z zakresu prawa / podatków / social mediów / technologii / finansów / marketingu – wiesz o co chodzi: osoby, które wiedzą dużo na potrzebny Ci w danym momencie temat

wsparcie – czy będzie to partner, rodzic czy terapeuta, ktoś kto czuwa nad emocjami i well-being też jest tutaj niezbędny

Wszystkie te osoby musisz znać osobiście i im ufać. Jednocześnie nie wyklucza to z listy na przykład podcasterów czy innych „głów z internetu”, które możesz obejrzeć, posłuchać lub poczytać gdy pali Cię jakiś problem. Jeżeli mieć już ORN to z ekspertami światowej klasy!

osobista rada nadzorcza
Wspólne działanie dla Twojego dobra. Jeszcze bardziej inscenizowane 😉

Czy Osobista Rada Nadzorcza to dziwny koncept?

O ile czerpanie z doświadczenia i wiedzy innych wydaje mi się cenną i konieczną umiejętnością, jakieś specjalne ustrukturyzowanie tego i nadanie procedur wydaje mi się sztuczne i nienaturalne. Jednak to JA. JA nie mam problemu z pytaniem, pytaniem o radę czy proszeniem o pomoc.

Widzę wartość nawykowego korzystania z Rady dla osób, które mają problem z podejmowaniem decyzji, podejmują ją w obszarze zupełnie poza ich strefą komfortu / wiedzy lub boją się zmian. Kilka słów wsparcia podparte faktami, może zdziałać cuda dla pewności siebie.

4 powody, dla których zasługujesz na awans

Nie, że nie zasługujesz na niego BEZ powodu 😉 Mnie nie musisz przekonywać, ale czasem o tym, że już czas na awans trzeba przekonać swoich przełożonych. Oto kilka niezawodnych pomysłów na to, by dobrze przygotować się do tego typu rozmowy (a potem zamówić nowe wizytówki ;).

1. Zasługujesz na awans, bo: działasz strategicznie

Strategicznie i podprogowo! Sytuacji prowadzących do potencjalnego awansu może być wiele: odejście lub awans kogoś ze stanowiska, na które aspirujesz, restrukturyzacja czy cykl ocen okresowych. Jest coś, co łączy je wszystkie: nigdy nie są spontaniczne. Twój przełożony/a, nie obudził się dziś w środku nocy i nie krzyknął „o rany! awansuję dziś Kubę / Asię / wpisz swoje imię!”. Decyzje, a także budżetowanie płac, następuje z dużym wyprzedzeniem (zazwyczaj budżet bywa „klepnięty” do końca stycznia i dotyczy zmian kadrowych i płacowych, które będą miały miejsce przez cały rok rozliczeniowy, z buforem na nagłe zwroty akcji).

jak prosić o awans i podwyżkę
Zasługujesz na awans na 100%, ale przygotuj się odpowiednio do poproszenia o niego.

To dobra i zła wiadomość. Zła, bo ciężko dyskutować z decyzjami podjętymi i przyklepanymi dawno temu, gdy masz na to czas i miejsce jedynie podczas ocen okresowych. Dobra – masz mnóstwo czasu na sygnalizowanie swojej gotowości, sugerowanie, że jak nie Ty to kto itp. Sugeruję zintensyfikować starania w okresie, gdy firma zamyka stary budżet i otwiera nowy 😉 Lub gdy ten-człowiek-którego-zastąpisz, składa wypowiedzenie.

Dobór odpowiedniego momentu jest kluczowy, bo chcesz być na short-liście, wtedy kiedy zapadają decyzje. Jeżeli zasygnalizujesz gotowość dopiero na rozmowie okresowej lub gdy koleżanka na ostatnich nogach odbiera od Was prezentową wyprawkę dla maluszka, zakład o pistacjowego ptysia z Ms. Mellow, że będzie już po ptakach.

2. Zasługujesz na awans, bo: jesteś najlepszy/a

Nie jesteś jednak jedyny/a w puli i na pewno ne jesteś jedyny/a, który tak o sobie myśli. Często, gdy dochodzi do rozmowy o podwyżkach i awansach, chętny do tego pracownik pyta, co może zrobić by na owy awans zasłużyć. Według mnie takie działanie jest błędne. To znaczy, jasne, można pytać, a potem dostać dodatkowe zadania by udowodnić, że jest się ok. Pracować niejako na wyższym stanowisku, ale bez nazwy i bez kasy. Fail.

Ponieważ, jak już wiemy, działamy strategicznie, strategicznie wiemy też jakiego typu cechy, zadania i działania są potrzebne i wykonywane na stanowisku, na które aspirujemy. Nikt nie musi Ci tego mówić i nie musi być sytuacji, w której obwieszczasz: „halo, uwaga, od teraz robię więcej, bo chcę awaaaansss!”

Jesteś najlepszym wyborem, bo:

a) zagadujesz podprogowo na ten temat i sygnalizujesz, że to dobry pomysł w odpowiednim momencie

b) już teraz, nieproszony/a wykazujesz się inicjatywą i zaangażowaniem, walidując tę tezę i zbierając amunicję…

jak prosić o awans i podwyżkę
W Twoich rękach by zobaczył/a!

3. Zasługujesz na awans, bo: masz na to dowody

…która doprowadza nas do punktu nr 3. Mamy odpowiedni moment i odpowiedni mindset, teraz trzeba zebrać twarde fakty, by móc podeprzeć swoje plany konkretami.

Po pierwsze, już możesz powiedzieć o wykonywaniu obowiązków wykraczających poza Twoje stanowisko.

Po drugie, pracując zbierasz konkretne liczby potwierdzające Twoją superowość . Chodzi o to, co zawsze – pieniądze. W jaki sposób Twoje działanie wpłynęło na cel firmy? Usprawniłaś jakiś proces, który pozwolił zaoszczędzić czas, a tym samym hajs? Znegocowałeś ceny o x% co równa się dziesiątkom milionów dolarów?

Po trzecie, mając tak konkretne dowody oparte w swojej pracy, odsuwasz na bok czynnik osobowy. Wiesz, że nie jesteś jedyną osobą w zespole, zapewne nie tylko Ty zbroisz się do awansu. Twoje argumenty pozostają jednak całkowicie w sferze biznesu, a wiedz, że to rzadkość.

4. Zasługujesz na awans, bo: potrafisz o tym mówić

Jest odpowiedni moment, grunt jest przygotowany, a w dłoni dzierżysz argumenty. Teraz czas na oficjalną rozmowę z decydentami. Wybierz moment wystarczająco wczesny, by oficjalne decyzje jeszcze nie zapadły, jednak po tym jak minie trochę czasu od Twojego podprogowego przygotowywania 😉 Zaplanuj rozmowę, znajdź salę i wolne pół godziny przełożonego. To zbyt poważne sprawy by się łapać na korytarzu.

jak prosić o podwyżkę i awans
Jesteśmy przygotowani na najtrudniejsze pytania!


Gdy już przedstawisz o co chodzi, wyłuszczysz swoje argumenty, dorzuć jeszcze posypkę z:

Planów – jak widzisz siebie na tym stanowisku. Może masz już pomysł na jakieś usprawnienia, oszczędności, nowości?

Samorozwoju – tak, celem jest zdecydowanie pokazanie Twojej wybitności i nie możliwości zastąpienia, jednak jeżeli sam/a powiesz o rejonach, w których widzisz możliwość poprawy i chęć nauki, Wasze spotkanie nabiera dodatkowego, korzystnego dla Ciebie wymiaru

Zrozumienia – jak nie zapytasz, to pewnie nie dostaniesz, jednak bądź też przygotowany/a, że nawet gdy zapytasz, możliwe, że nie dostaniesz. Nie musi się to wiązać z Tobą, jest wiele powodów, dla których tego typu prośby są odrzucane. Nawet jeśli awans i podwyżka nie nastąpi teraz to Twoje przygotowanie do rozmowy oraz pozytywne i rozumiejące nastawienia do możliwości odmowy na pewno punktują na przyszłość.

Leksykon odpoczynku – workation, sabbatical… i inne magiczne możliwości

Urlop – to pięcioliterowe słowo w ogóle nie wyczerpuje już opcji odpoczynku, które daje Ci aktualny rynek pracy. Czy wiesz jakie jeszcze masz możliwości? Czy znasz znaczenie takich słów jak workation czy sabbatical? Zainspiruj się dzisiejszym postem-słownikiem różnych form odpoczynku.

Terminologia odpoczynku

Sabbatical – to dłuższa (minimum kilkomiesięczna) przerwa w pracy na… co chcesz. Znam kogoś, kto wyjechał w podróż dookoła świata i inną osobę, która postanowiła doić kozy w Portugalii. Czym się różni od, hm, rzucenia papierami? Tym, że cały czas jesteś pracownikiem_pracowniczką tej samej organizacji, tylko znikasz na kilka miesięcy realizować swoje marzenia. Haczyk? Wiele polskich firm w ogóle nie oferuje czegoś takiego, a jeśli już, to tylko kluczowym pracownikom, w których już wiele zainwestowano. Urlop sabatowy zazwyczaj nie zalicza się do urlopów płatnych i udzielenie go to jedynie dobra wola Twojego pracodawcy.

Staycation – nie chodzisz do pracy, ale też nigdzie nie wyjeżdżasz. Nie, nie jest to elegancko ujęte bezrobocie, a świadoma decyzja poświęcenia swoich dni urlopowych na czas wolny spędzony w domu.

Urlop – przysługujący Ci ustawowo czas, podczas którego inni członkowie Twojego zespołu mają więcej pracy niż normalnie, a Ty możesz ich dodatkowo wkur*iać zdjęciami z serii „w poniedziałek o 9”

workation
Zdjęie z serii: poniedziałek, 9 rano

Urlop macierzyński / ojcowski / rodzicielski – sprawdzam Waszą czujność. Choć wczesne rodzicielstwo pod wieloma względami przypomina pełne odpinki czasy studenckie (nieprzespane noce, ciągle się chodzi obrzyganym…), to wiadomka, że ten czas w życiu i słowo „odpoczynek” nigdy nie byli na tej samej imprezie.

Workation – połączenie work i vacation, co nie brzmi zbyt zachęcająco, ale jak wiadomo, wszystko zależy od podejścia i proporcji. Pod tym hasłem kryje się mocny trend korzystania z przestrzeni co-workingowej lub opcji hot-desk w obrębie różnych filii własnej organizacji na całym świecie. Pandemia z jednej strony podcięła opcję podróżowania, a z drugiej wręczyła naręcze argumentów za pracą zdalną, więc nie wzruszaj tak szybko ramionami, że to nie dla Ciebie.

workation
Ciekawe, jak z wi-fi?

Porozmawiajmy o odpoczynku

47% pracowników denerwuje się, gdy chcą poprosić przełożonych o urlop. Wiecie, ten zwykły, z 26-dniowej puli przysługującej nam na etacie. Jak więc podejść do rozmowy, gdy chcemy zakomunikować kilkumiesięczną nieobecność (sabbatical) lub chęć pracy z Kuala Lumpur (workation)?

  1. Fakty – przygotuj sobie informacje dotyczące Twoich planów – daty, jak sobie wyobrażasz komunikację (lub jej brak), aktualny status projektów, zastępstwa itp.
  2. Motywacje – przedstaw kilka (znowu) faktów, które kryją się za taką, a nie inną, potrzebą odpoczynku. Jak taki wyjazd zmieni Ciebie, jako człowieka?
  3. Zasługi – ponieważ na tego typu urlopy łatwiej się zgodzić dla osoby, która wniosła coś do firmy, miej w zanadrzu listę zasług 😉
  4. Czas – zaplanuj tę rozmowę z wystarczającym wyprzedzeniem, by dać przełożonym czas na przemyślenie sytuacji, ale także na odpowiednie ułożenie procesów i obowiązków przed Twoim wyjazdem
  5. Plan B – co zrobisz, jeśli odpowiedź będzie odmowna? Czy masz jakąś, bardziej akceptowalną dla przełożonych, mini-wersję tego wyjazdu w głowie? A może jest to dla Ciebie na tyle ważne, że odmowa = rezygnacja z pracy? Niezależnie od tego, warto poznać powód odmowy – w moim doświadczeniu często było nim to, że nikt wcześniej nie prosił o taką możliwość i nowość sytuacji powodowała lęk menadżerów.

Ludzie są różni – serial „Role w zespole”

Natalia „Ludzie są różni” Florek, tak będzie wyryte na moim nagrobku, jeżeli tylko nie wyjdzie opcja z zostaniem drzewem. Nie wiem ile razy powiedziałam to w swoim życiu, ale zupełnie szczerze wierzę, że jest to absolutna podstawa tworzenia relacji międzyludzkich, komunikacji oraz świadomości swojego wizerunku (zawodowego). A dziś będzie o stopień wyżej – o tym, że ludzie są różni, a środowisko zawodowe, niczym maszyna losująca lotto, randomowo łączy ich w zespoły o wspólnym celu.

Jak ogarnąć swoją rolę w zespole? Zapraszam na dzisiejszy, całkowicie (no prawie) nienaukowy tekst 😀

Z czego wynikają role w zespole?

No co Ty, Florek, o czym Ty w ogóle do mnie rozmawiasz, oczywiście że z…

  1. zadań
  2. doświadczenia
  3. stanowiska
  4. predyspozycji (post poświęcony poznaniu ich jest tutaj)
  5. wszystkie powyższe

Jest też multum teorii analizujących jak te aspekty oddziałują na siebie nawzajem: kolory osobowości, Belbin, teoria uzupełniania talentów… polecam zainteresowanym zgłębienie o co chodzi.

Ja jednak zadam Ci ważniejsze pytanie: jaki jest Twój ulubiony serial? (albo, jeżeli jesteś mną, jakie jest Twoje 16 ulubionych seriali, na które poświęcasz tak zawstydzająco dużo swojego czasu?)

Byc Moniką do Twojego Rossa

Pomyśl o zespole, w którym pracujesz, jak o obsadzie serialu. Tak, każde z Was zostało obsadzone w jakiejś roli, bo spełniło mniej lub bardziej formalne kryteria ku temu i teraz, wspólnie dążąc do „jak największej oglądalności” robicie swoje.

Dobry zespół jest kluczem do sukcesu. O, tak jak oni. Źródło: HBO Polska Instagram

Pomyśl teraz o tym serialu, który lubisz. Czy mam rację mówiąc, że lubisz go między innymi dlatego, że jest dobrze zagrany? Że czuć chemię między odtwórcami głównych (a w dziełach naprawdę dobrych, również drugoplanowych) ról? Dobrym przykładem jest tutaj spotkanie po latach bohaterów „Przyjaciół”, które idealnie pokazuje jak dobry był z nich team te 20 lat temu i – zpaewne – dlaczego osiągnęli taki sukces.

Teraz będzie smutno. Pomyśl o serialu, w którym wymienia się znaczna część obsady albo kluczowy bohater_ka znika/ginie. Czasem to super zabieg stylistyczny, ale częściej nowa dynamika wymaga przyzwyczajenia się. Tak wygląda zespół po zmianie w obsadzie. Hej, to byłby zupełnie inny program gdyby Cersei Lannister grała Rebel Wilson!

Role w zespole – strategie

Przede wszystkim – nie przyzwyczajaj się, ale doceń kiedy chemia jest na poziomie Friendsów, Mare z Easttown czy nawet, serio dziwię się, że to piszę, New Amsterdam.

Wiedz jaka jest Twoja rola – czy jesteś bardziej od „team spirit” czy od dyscypliny i dokańczania projektów. A może tego i tego? Jaka by nie była – graj ją i graj na swoich mocnych stronach.

Rodzina, która robi sobie straszne rzeczy, ale obsada i ich chemia 11/10 – cel osiągnięty. Źródło: Succesion Instagram

Obserwuj innych i zastanów się, kogo Wam brakuje. Czy jesteście jak dzieciaki ze Stranger Things bez Dustina? Warto o tym wspomnieć i mieć wpływ na kolejne decyzje rekrutacyjne, wszak różnorodność zawsze podnosi efektywność.

Dobra drużyna to podstawa sukcesów (serio, już nie o serialach, ale zbilansowany zespół jest bardziej efektywny – true story!), więc staraj aktywnie działać by być częścią właśnie takiego castu!

Milczenie jest złotem czyli introwertyk w pracy

Od razu mówię, ja na skali ekstra-intro ląduję tak gdzieś w okolicach 85-90% w rejonach ekstrawertyzmu, więc, jak czasem miewają ekstremalni ekstrawertycy, nie znam się, ale się wypowiem 😉 A wypowiem się o introwertykach w pracy. Dlaczego? Bo bycie intro bierze szturmem środowisko pracy, jak TikTok bierze media społecznościowe.

Introwertyk w pracy - mem
Introwertycy w pandemii. Żródło: Introvert Memes

Nieoczekiwana zamiana miejsc

Chcąc nie chcąc, przynajmniej według memów, każdy z nas przyjął styl życia introwertyka w okresie marzec-maj 2020 podczas największego, pandemicznego lockdownu. Wysyp memów i w ogóle dyskusji na ten temat doprowadził do czegoś zadziwiającego: introwertycy znaleźli się w centrum uwagi, a ekstrawertycy zauważyli, że wbrew przed-pandemicznym przekonaniom, od introwertyków można się wiele nauczyć.

Nie zawsze tak było, a introwertyk, szczególnie w zespole ekstrawertyków, był pracownikiem, hm, kłopotliwym. Oto dlaczego:

Introwertycy w pracy - mem
Mnie śmieszy. Źródło: Bored Panda
  1. Osoby ciche, nie nawiązujące licznych relacji biurowych, często z automatu dostają etykietę wywyższających się lub dziwaków. Lub, a jak, wywyższających się dziwaków.
  2. Introwertycy pracują najlepiej w pojedynkę, mając czas i przestrzeń na przemyślenia. Jest to coś trudnego do zagwarantowania w open spacie czy w pracy z zespołem.
  3. Wyrażanie poglądów, potrzeb czy pomysłów przychodzi im z trudem, szczególnie na forum. Dla większości, czyli ekstrawertyków, szczególnie w typie przywódczym i w środowisku zawodowym, nie ma czasu na specjalne traktowanie, a już na pewno na czekanie na input od introwertyka.
  4. Introwertyk, generalizując, to kot w worku. Owszem, można podczas rekrutacji, a potem w działaniu, sprawdzić kompetencje tej osoby, ale kim jest, co ją motywuje i jaki jest klucz do zbudowania relacji to kwestia włożenia dodatkowej pracy, gdyż kot w worku przychodzi bez instrukcji.
  5. Praca introwertyka jest często trudna do oceny. Ponieważ nigdy sam/a się nią nie pochwali ani nie uwypukli swojego udziału w projekcie grupowym, menadżer/ka może zwyczajnie w świecie nie wiedzieć z jakim pracownikiem ma do czynienia.

Czego nauczy Cię introwertyk?

Jak lubię mawiać, ludzie są różni i ostatnią rzeczą, którą robię i do której namawiam jest próba zmiany siebie w kogoś innego. Jednocześnie, właśnie DLATEGO, że ludzie są różni, możemy się wzajemnie od siebie uczyć, a prawdziwie silne zespoły zbudowane są z osobowości różnych typów. Oto kilka rzeczy, które wnoszą introwertycy, które stały się, o ironio, globalnym i rozpoznawalnym trendem:

Źródło: Bored Panda
  1. Uważność – obserwując, słuchając i milcząc, introwertycy widzą często więcej i lepiej. Dotyczy to nie tylko sytuacji na około, ale także wgląd wewnątrz. (To jest właśnie to, co zadziało się z – wow – całym światem, gdy zaczęliśmy zmieniać priorytety na początku pandemii i właściwie stało się new normal).
  2. Analiza – a dokładniej czas na zebranie i formułowanie myśli. Jeżeli tylko będzie na to przestrzeń, często okazuje się, że ta jedna riposta czy ten jeden pomysł w zupełności wystarczą lub zrobią robotę w odsianiu rzeczy niepotrzebnych. Pomyśl o tym zanim podejmiesz decyzję!
  3. Odmowa – jedną z potwierdzonych cech introwertyków jest to, że łatwiej jest im odmówić lub zrezygnować z czegoś. Wynika to ze stawiania czasu z samym sobą na pierwszym miejscu, świadomości swoich potrzeb i uczuć, a także chęci uniknięcia dużej liczby bodźców.
  4. Akceptacja – popularnym żartem wśród introwertyków jest nabijanie się ze wszystkich poradników, pisanych przez ekstrawertyków, by intro stali się bardziej jak ekstra. A oni zupełnie nie widzą takiej potrzeby! Akceptacja siebie i różnic to prawdziwa supermoc, którą warto przyswoić.

Instrukcja obsługi (dla) introwertyka

Gwarancją sukcesu w pracy i współpracy z introwertykiem, a także wyzwolenie jego/jej/Twojego potencjału jest uszanowanie wspomnianych wyżej różnic i odpowiednie dostosowanie komunikacji by zmaksymalizować punkty przyjaźni. Oto jak:

  1. Introwertyczne BHP – zapewnij introwertykowi przestrzeń do odcięcia się (np. w open space dobrze by było posadzić taką osobę w najmniej eksponowanym miejscu, na pewno nie na tzw. „trakcie towarzyskim”), nie zaskakuj go/jej spontanicznymi spotkaniami za pięć minut w kalendarzu, nie wywołuj na forum do odpowiedzi. W zamian poproś taką osobę mailowo o jej input w spotkanie lub spotkaj się z nią 1 na 1. Miej agendę spotkań i trzymaj się jej.
  2. Small-talk – introwertyka nie bardzo to interesuje, więc nie bądź zaskoczona/y gdy nie podłapie gadki o pogodzie czy weekendzie na początku spotkania. Pytania, które mają charakter otwierająco-zaczepny i na celu lepsze poznanie tej osoby mogą zostać odebrane jako zbyt osobiste, trzymaj się więc bezpiecznych rejonów. Gdy introwertyk / introwertyczka przestanie mówić, policz w głowie do 3 zanim zaczniesz odpowiadać – może być tak, że dopiero w ten sposób pozwolisz mu / jej PRAWDZIWIE dokończyć myśl.
  3. Fakty – w bezpiecznej przestrzeni, cichej, podczas wcześniej umówionego spotkania, pozwól introwertykowi / introwertyczce trzymać się faktów i opowiedzieć Ci jaką rolę odegrał/a w tym projekcie.
Introvert Memes Memy o introwertykach
Źródło: Bored Panda

Każdy z nas jest gdzieś na skali ekstra i introwertyczności, a na dodatek, przesuwa się po niej w zależności od wielu czynników. Hej, nawet ja miewam dni, w których książka, wino i okład z kota w cichym, pustym domu, to najlepszy sposób spędzania czasu. Najważniejsze jest uświadomienie sobie, że tak jest i dostosowanie prędkości i głośności do tych, którzy sami pewnie nie powiedzą, że jest za głośno i za szybko.

Zostań nunchi – ninją i opanuj relacje międzyludzkie

Byłam tą osobą, która wpadała do sali pełnej osób i widząc ich niezbyt szczęśliwe miny, radośnie pokrzykiwałam „Ej, wyluzujcie, przecież nikt nie umarł!” by dowiedzieć się, że właśnie przed chwilą jedno z nich dowiedziało się o śmierci bliskiej osoby. Byłam tą osobą, która wypytywała o szczegóły nowej znajomości damsko-męskiej, zupełnie nie zrażona, że wypytywana osoba skwitowała temat „to długa historia” – ja przecież mam czas! Dojrzałam, przemyślałam, poszłam w dyplomację i komunikację nastawioną na szacunek i fakty, a potem jeszcze po drodze poznałam nunchi.

Nunchi to koreańska sztuka budowania dobrych relacji, którą poznałam dzięki książce Euny Hong. Relacje te buduje się w oparciu o inne osoby, intuicję i „wyczucie”. Przychodzi na myśl anglojęzyczne „read the room”, czyli odczytanie nastroju i atmosfery spotkania i odpowiednie reagowanie. Dokładne przeciwieństwo tego, co robiłam w okresie wspomnianym w pierwszym akapicie.

A dlaczego w ogóle o tym piszę? Nunchi jest nieocenionym narzędziem podczas rozmów rekrutacyjnych, odnajdowaniu się w nowym miejscu pracy, a także by zdrowo funkcjonować w zespole, w którym jest się już jakiś czas.

Nunchi w pracy

Książka Hong, z pochodzenia Koreanki, szczegółowo opisuje zawiłości nunchi, sposoby jego stosowania i zabawne sytuacje gdy go zabrakło. Polecam Waszej uwadze, a tymczasem skupiam się na tym, na czym znam się ja – czyli zachowaniu w środowisku zawodowym.

nunchi natalia florek doradca zawodowy
Ja, mój hamak i książka – idealne warunki do zgłębiania nunchi

Jedną z zasad nunchi jest to, że gdy dołączasz do spotkania, wszyscy obecni byli tam przed Tobą, Zdążyła się już zawiązać atmosfera, padło już kilka zdań. Nie jest więc to moment na żarty czy wielkie wejście. Obserwuj. Opróżnij umysł z uprzedzeń. Zobacz, jak Twoje wejście zmieniło pomieszczenie i dostosuj się odpowiednio. Dzięki temu zdobędziesz pozycję osoby, która zachowuje się stosownie do sytuacji i szanuje czas oraz uczucia innych.

Nigdy nie omiń okazji by milczeć. Lubię mówić, lubię prowadzić dyskusję i być w jej centrum. Nauczyłam się jednak czasem NIE mówić i bardzo to polecam – nie tylko ja, ale jest to jedna z zasad nunchi. Kiedy Ty nie mówisz, inni mówią za Ciebie, często udzielając odpowiedzi na niezadane przez Ciebie pytanie. Słuchając, dowiesz się więcej niż mówiąc, co bywa też bardzo przydatne – wszak słuchając, zaczynasz wyłapywać wiele informacji „między słowami”. A te to bardzo cenna waluta w strefie zawodowej: możesz się przygotować na zmiany lub wyczuć czy dziś jest dobry dzień by zagadać o podwyżkę.

Pamiętaj o zasadach dobrego wychowania, reaguj szybko i myśl: to co mówisz i robisz może potencjalnie sprawić komuś przyszłość, a wtedy nunchi leci na łeb na szyję i trudno odbudować relację. Nie chodzi o to, by być wycofanym, cichym i wystraszonym: chodzi o to, by świadomie reagować na atmosferę wokół siebie i dostosowywać swoje zachowanie i wypowiedzi do otoczenia.

Zwinność i elastyczność to podstawy postawy pracownika przyszłości, a nunchi wpisuje się w to idealnie. Wymaga od nas samoświadomości, okazjonalnego dyskomfortu, ale pozytywne efekty są długofalowe.

Polecam!

A jeżeli jesteś w trakcie szukania pracy, pamiętaj, że już 08.06 premiera naszego kursu #dajSIĘzatrudnić , który przeprowadzi Cię przez wszystkie elementy aplikacji i rekrutacji w duchu przyszłości i w zgodzie z nunchi 🙂

Nawyki szczęśliwego człowieka

Marzec był miesiącem, w którym namawiałam do mówienia o sobie dobrze, do wyćwiczenia umiejętności wykrywania swoich mocnych stron, by później zabłysnąć na rozmowie kwalifikacyjnej. Natomiast cały cykl o szczęściu* był o tym, jak ważne jest dbanie o swój dobrostan w odpowiedni sposób, więc idealnie się składa: na koniec marca i na koniec cyklu, a także na Wielkanoc, która przecież symbolizuje odrodzenie – zamknięcie w postaci podsumowania rzeczy, które podnoszą nasze poziom szczęścia i samoocena. Zachęcam do wdrożenia, a jak już zastosujecie je wszystkie przez jakiś czas, do porównania swojego poziomu szczęścia przed i po (ten test linkowałam na początku cyklu – warto sprawdzić znów! 🙂 ).

*Cykl jest inspirowany wspaniałym, naukowym szkoleniem o szczęściu – The Sceince of Well-being uniwersytetu Yale i tym, że równowaga pomiędzy życiem osobistym i pracą oraz ogólne zadowolenie z życia jest kluczowe w byciu efektywnym pracownikiem. Przeczytaj część 1, 2, 3, 4 i bonus tu.

co daje szczęście natalia florek doradztwo zawodowe personal branding work life balance

Sednem osiągnięcia szczęścia jest zrozumienie na co kłaść nacisk z rzeczy, których wiemy, że chcemy oraz uświadomienie sobie czego powinniśmy chcieć, a jeszcze tego nie wiemy. Jedziemy z tym:

Co powinno się czuć w pracy

„Dobra” praca to często top na liście, szczególnie w mojej linii zawodowej 😉 Należy sobie jednak zdać sprawę, że to nie taka, która daje nam pieniądze, prestiż i stanowiska, a taka, która najlepiej wykorzysta nasze mocne strony. Seligman udowodnił, że wykorzystując je w swojej codziennej pracy i starając się je implementować w nowy sposób (w jego badaniu robiono to przez tydzień), nasz poziom satysfakcji życiowej jest wyższy nawet do pół roku później, gdybyśmy tego nie robili! Lubić swoje zajęcia, robić to bez wysiłku i jeszcze mieć długoterminowy boost w samoocenie i dobrostanie? I’m in. Jeżeli nie wiesz jakie są Twoje mocne strony, zacznij tu.

Kolejnym poziomem wtajemniczenia jest tzw. flow, czyli szukanie zajęcia, które sprawia, że jesteśmy tak w nie zaangażowani, że nawet nie widzimy upływu czasu. Są dla nas wyzwaniem, ale osiągalnym, a nie demotywującym. Po nich czujemy gigantyczną satysfakcję, połączoną ze zdziwieniem, że na przykład nie jedliśmy od wielu godzin. Jak to znaleźć? Wybierać zajęcia i czynności, które wymagają od Ciebie wysokich umiejętności i wysokich kwalifikacji – to połączenie, które idealnie nas testuje i daje najwięcej satysfakcji. Z założenia wybieramy rzeczy o niskich wymaganiach (np. Netflixa) i z automatu wpędzamy się w gorsze samopoczucie.

Na koniec, nie powinniśmy oczekiwać nagrody. Motywacja wewnętrzna (robienie czegoś, bo jest fajne i to lubimy) powinno być kluczem Twoich zawodowych działań. Nagrody, jak udowodniono już wielokrotnie, zabijają naturalną radość płynąca z nauki czy wyzwania, a tym samym w efekcie obniżają poziom szczęścia. Osoby z tzw. growth mindset, czyli nastawione na fakt rozwijania wiedzy dla samego faktu posiadania jej, wypadają „na skali szczęścia” znacznie lepiej niż te, które oczekują nagrody bądź wierzą, że inteligencja czy zdolności to kwestia predyspozycji genetycznych.

samopoczucie dobre natalia florek personal branding doradztwo zawodowe work life balance

Sekretny sos szczęścia

A teraz 5 rzeczy, które odmienią Twoje życie, a nawet nie zdawałaś/łeś sobie dotychczas z tego sprawy:

Bycie dobrym i miłym – tak, słyszysz, że po trupach do celu, że cel uświęca środki i wiele innych tego typu tekstów. Że niegrzeczne dziewczynki idą tam gdzie chcą. No, więc: nie. To znaczy nie, jeżeli dochodzisz do swojego celu nie szanując innych, lub wręcz nie zwracając na nich uwagi. Bycie uprzejmym i robienie dobrych rzeczy w znacznym stopniu podnosi nasz poziom szczęścia. Udowodniono, że sam fakt wspominania tego, że zrobiliśmy coś dobrego, sprawia, że czujemy się ze sobą lepiej. Sonya Lyubomirsky zachęca by kumulować jak najwięcej dobrych uczynków (serio, używam zwrotów, które ostatnio słyszałam jako dziecko, dlaczego o tym zapominamy jako dorośli?!) by podbic radośc jeszcze bardziej. Dunn i Norton natomiast sprawdzili czy lepiej się czujemy jak wydajemy hajs na siebie czy na innych – badani byli pewni, że będzie lepiej gdy wydadzą je na siebie, ale jak już pisałam we wcześniejszych odcinkach – nasz mózg zupełnie nie wie JAK myślec.

Interakcje – znowu coś kontra-intuicyjnego, bo przecież są nawet specjalne wagony ciszy w Pendolino, a ja tu będę o wchodzeniu w interakcje. Ale tak – nawiązywanie nici porozumienia, zagadywanie, a także, a może przede wszystkim, tworzenie więzi społecznych przynosi same korzyści. Osoby, które mają trwałe i mocne relacje: mają mniejsze prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci, większe szanse na wyzdrowienie z ciężkiej choroby i mniejsze szanse na poważne konsekwencje psychiczne po traumatycznym przeżyciu. To już są rzeczy na meta poziomie, o które warto walczyć.
Ale nie tylko dbanie o przyjaciół i rodzinę pomaga – serio wystarczy np. zagadać sprzedawcę w sklepie i też będą efekty. Nick Epley udowodnił, wbrew wszystkiemu co mi się wydawało prawdziwe, że nie dość, że osoba, która zagaduje randomowo ludzi czuje się potem lepiej, to jeszcze na dodatek ta zagadywana osoba też! Win-win. Więc dbaj o przyjaciół i zagaduj obcych! 🙂

Czas dla siebie – czas jest zasobem, którego nie da się zautomatyzować, nie da się też go pomnożyć. Dlatego w równaniu czasu i pieniędzy, pieniądze zawsze powinny być dla Ciebie mniej wartościowe (a jeżeli jednak mimo wszystko u Ciebie pieniądze > czas, to miej świadomość, że Whillans i koledzy udowodnili, że będziesz prawie 5 razy mniej szczęśliwa/y). Zawsze znajduj więc czas na to, by robić coś, na co masz ochotę.

Skupienie – umiejętność kontrolowania swoich myśli w taki sposób, że nie „uciekają” to faktycznie niedoceniana rzecz. Sprawdzono, że nie myślimy o tym, co robimy przez prawie 50% czasu. To fajne, bo unikatowe dla ludzi w skali wszystkich gatunków na świecie, ale słabe pod tym względem, że jesteśmy dużo bardziej zadowoleni z życia kiedy jednak potrafimy zatrzymać się na tu i teraz. Sposoby na to są łatwe i bardzo modne: medytacja i mindfulness.

Zdrowie – tu nie będzie nic nadzwyczajnego, ale udowodniono, że trzeba o siebie dbać. Więc śpij i cwicz, a będzie git!

Czyli teraz, gdy będzie Ci smutno, zamiast Netflixa rozwiąż sudoku. Zamiast zakupów idź pobiegać. Zamiast natłoku myśli – pomedytuj. I tak, zagaduję ludzi w sklepach, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek się przemogę.

medytacja mindfullness personal branding doradztwo zawodowe natalia florek