Kiedy byłam dzieckiem, byłam naprawdę świetna w gry komputerowe. Nie na zasadzie, że lubię to robić i przechodzę levele, tylko na zasadzie takiej, że zbiera się za moimi plecami pół podwórka i patrzy, jak gram. W „Świecie Dziecka” na Grunwaldzkiej przez jakiś czas stały dwie wielkie konsole SEGA i za 5ziko (wtedy – połowa lat 90 – to był majątek, szczególnie dla dziewięciolatki) można było grać w Sonica tak długo, aż się nie zginęło. Nie miałam sobie równych. Zdarzyło się nie raz i nie dwa, że panie ekspedientki wypraszały moich (również głównie dziewięcioletnich) kibiców ze sklepu, bo było ich za dużo. Szacun na dzielni nie do porównania z niczym, szczególnie, że byłam dość drobnej postury dziewczynką w bardzo chłopackim świecie. Pamiętam też, wyraźnie jak dziś, że żałowałam, że granie w gry nie może być pracą albo chociaż sportem. Och, jak przykro i jakież rozczarowanie, że wyprzedziłam swój czas…
Obecnie odbywają się mistrzostwa świata w prawie każdej, ważniejszej grze komputerowej, a finały w Fortnite w 2019 roku oglądało w streamingu ponad 2 miliony (DWA MILIONY!) osób. Zwycięzca turnieju, szesnastoletni Bugha, wygrał 3 miliony dolarów, a mniej więcej w tym samym czasie, największa gwiazda dyscypliny, Ninja, podpisał wieloletni kontrakt sponsorski z Adidasem, chociaż na turniej się nawet nie zakwalifikował. To, co było całkowicie nierealne w moim świecie jest już (prawie) mainstreamem w 2020. Więc, aby zwieńczyć ten straszny rok i jego ostatni dzień, zapraszam na tekst o zawodach przyszłości. Głos oddaję młodzieży, bo to oni w którymś momencie stwierdzili, że gaming to jednak sport i praca. I to oni zdecydowanie lepiej kminią co im będzie za jakiś czas potrzebne. Liczę na to, że będzie to bodźcem do przebranżowienia się dla niektórych z Was albo chociaż do postanowień noworocznych 😉
W zeszłym roku sporo szumu narobiło badanie LEGO, które wskazało, że dzieci nie chcą już być astronautami, a youtuberami. Jest to pewne uproszczenie – wszak dzieci miały w tym badaniu do wyboru tylko 5 zawodów, a pytano tylko w 3 krajach, ale i tak załamywano ręce nad losem ludzkości. Śmiesznie, że załamują ci odpowiedzialni za aktualną sytuację klimatyczną, i bardziej lokalnie, za brak mojej kariery gamingowej, ale jak zwykle popadam w dygresje.
A jakby spojrzeć na to tak, że dzieciaki widzą szansę zarabiana w kreatywny sposób na swojej pasji, korzystając z dostępu do nowych technologii? A jakby zgłębić badanie Lego i Harris Poll i doczytać, że chodziło o celebrowanie 50 rocznicy lądowania na Księżycu i o dowiedzenie się, co dzieci myślą o życiu na innych planetach i lotach w kosmos? I że 75% jest za, a wręcz sama chętnie poleci i chce zrobić w swoim życiu coś, co się do tego przyczyni? Powiem tylko: ok, boomers.
W 2019r spytano młodzież w 7 krajach jak wyobrażają sobie zawody przyszłości w ramach konkursu Future Jobs Contest. Zwycięzców można podzielić na kilka kategorii:
Ekologiczną, z takimi propozycjami jak detoksykator odpadów, kosmiczny ekolog czy projektant odzysku.
Związaną z nowymi możliwościami technologicznymi, głównie w medycynie i robotyce: projektant robotów humanoidalnych, pilot medycznych nanorobotów albo mikro-robotyczny chirurg.
Dotyczącą nowych form transportu: kontroler pojazdów autonomicznych i policjant ruchu powietrznego.
Rozrywki i wyglądu: wirtualny stylista, twórca oprogramowania do makijażu, ekspert odzieży high-tech. No i polski akcent, o którym nie wiem co myśleć: kosmiczny piłkarz.
Gorąco zachęcam do przejrzenia podlinkowanego raportu pod kątem inspiracji. Jeśli czeka Cię na rynku pracy jeszcze kilkanaście (albo kilkadziesiąt!) lat, oto najlepsza ściągawka do tego, co będzie na tapecie w 2035. (Ponieważ BARDZO lubię ten temat, odwołuję również do moich wpisów: o gig economy i do cyklu o kompetencjach przyszłości – wstęp, odcinek 1 i 2).
Powiecie, ale to konkurs dla dzieci, jak to się ma do faktycznej sytuacji? Tak, że uczestnicy widzą problemy do rozwiązania lub możliwości do wykorzystania. Na tym JUŻ stoi cała idea start-upów (i nie tylko). Zresztą nie tylko dzieci, ale dorośli, poważni naukowcy prognozują w tym zakresie i to co wymyślają nie jest w ogóle odległe od wyników konkursu. W tym super-mega-arcy-ciekawym raporcie o stanie rynku pracy i prognozach na najbliższe lata kawa na ławę wyłożone są technologie, które firmy mają zamiar implementować przez najbliższe 5 lat (tak, pięć) i na przykład wszelkiego typu roboty zyskały około 10% w stosunku do 2018 (tak, dwa lata). Strona 30 i 32 dają natomiast gotową listę „prac jutra”.
Przerażające i onieśmielające? Miało być miło na koniec roku, a teraz myślisz o tym, że roboty przejmą Twoją pracę, a Ty nie wiesz nic a nic o androidach ani blockchainie? Nic bardziej mylnego, jest dobrze – nadal, niezmiennie (i nadal w perspektywie 5 lat), będzie przybywało nowych, nieistniejących zawodów szybciej, niż te oldskulowe będą zanikać. Masz więc czas, na znalezienie swojej niszy i lekkie (lub efektowne) przebranżowienie, bez gigantycznej groźby bezrobocia. Kiedy w armii amerykańskiej pojawiły się drony, obawiano się co będzie dalej z załogami samolotów patrolujących. Co się okazało? Owszem – w dronie nie leci człowiek, ale w bazie jest nie tylko jego pilot, ale także 30 serwisantów i 80 analityków. Zamiast bezrobocia mierzyli się z brakami odpowiednio wykwalifikowanej kadry. I w tym jest sedno – odpowiednim pokierowaniu swoich umiejętności i kwalifikacji. Inwestowaniu w kompetencje przyszłości i postawę life-long learning. Do zrobienia na miękko, działamy? 😉