fbpx

I Ty zostaniesz analitykiem

„Unikatowe połączenie umiejętności analitycznych z kreatywnością” to zdanie, które wcale nie jest unikatem w dokumentach czy profilach na LinkedIn, które tworzę. Dlaczego? Już wiemy, że kreatywność jest w top 3 kompetencji przyszłości, ale co z tą analizą? Nie każdy umie w cyferki, a już na pewno nie każda praca tego wymaga… Prawda?

Dane to aktualnie najcenniejsze zasób, a umiejętności ich syntezy, czytania i wyciągania wniosków to klucz do wyrwania w przód lub zostania w tyle. Jeżeli to potrafisz, możesz swojej firmie przynieść wiele dobrego, więc wskakuj do dzisiejszego pociągu i przekonaj się dlaczego analiza i synteza danych to jak najbardziej umiejętność, którą musisz posiąść.

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności, inteligencji emocjonalnej, zarządzaniu czasem, elastyczności poznawczej, zorientowaniu na usługi, kompetencjach cyfrowych, rezyliencji i life long learning.

analiza i synteza danych
Jakież to future-prooferskie! 🙂

Analiza i synteza danych A.D. 2030

Zdolności analityczne, kiedyś rozumiane jako umiejętności liczenia i interpretowania wyniku, a czasem także jako umiejętność robienia tabel przestawnych w Excelu, teraz przyjęły dużo bardziej wielowymiarową formę. Aktualnie analiza danych obejmuje:

  • umiejętność ustalania jakie dane są potrzebne i pozyskiwania ich z różnych źródeł
  • umiejętność obchodzenia się z danymi – „czyszczenia” ich oraz katalogowania
  • umiejętność rozpoznania i nazwania problemu na podstawie danych (a także jego późniejszego rozwiązania)
  • umiejętność tworzenia statystyk
  • umiejętność pokazywania i tłumaczenia osiągniętego rezultatu
  • umiejętność przełożenia danych na wynik i rozwój projektu bądź firmy

A ponieważ firmy są świadome, że dane to podstawa napędzania gospodarki i celowanej konsumpcji w tym momencie w czasie, w którym przyszło nam żyć, wiedzą też, że ich odpowiednie wykorzystanie napędza także ich biznes. Według raportu PwC o Higher Business Education 70% firm będzie w najbliższych 10 latach szukać tej umiejętności u swoich podwładnych.

analiza i synteza danych
Uczmy analizy i syntezy danych od małego 🙂

Co jeszcze mówi o Tobie umiejętność analizy?

Jak z wszystkimi kompetencjami przyszłości cel jest jeden – oprzeć się automatyzacji i uzbroić się na przyszłość. Jak często też bywa, ta kompetencja zazębia się z innymi i zazwyczaj informuje pracodawców, także o tym, że:

  • jesteś ciekawy/a świata, ale pozyskane informacje sprawdzasz pod kątem ich wiarygodności
  • potrafisz robić research, często na wielu poziomach i bez oznak zniechęcenia
  • jesteś unikatowym połączeniem wrażliwości na szczegół ze spojrzeniem w przyszłość i tzw. big-picture
  • potrafisz nazwać problem, a w domyśle również go rozwiązać
  • rozumiesz przełożenie danych na ciągłość biznesową i rolę, którą odgrywasz w finansowym sukcesie firmy

Trochę w tym siedzę i z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że nie ma drugiej takiej kompetencji przyszłości, która by w domyśle niosła kandydatom i kandydatkom tyle korzyści.

analitza i synteza danych
Analitycy przy pracy 😉

Jak obudzić wewnętrznego analityka

O, nie, Natalia, ja to tego w ogóle nie kumam… I co teraz? Jeżeli Twoje myśli uciekły gdzieś w takie rejony, mam dobrą i złą wiadomość:

Zła: analiza danych będzie dotyczyła Twojego stanowiska i nie ma takiej rzeczy, która może to powstrzymać.

Dobra: historie o tym, że rodzimy się z jakimiś predyspozycjami, że chłopcy są lepsi z matmy itp możesz włożyć między bajki – już dawno obalono tego typu teorie. Czas zakasać rękawy i poćwiczyć umiejętności analityczne. A sposoby, które zaraz tu podam, zadowolą nawet najbardziej zatwardziałego humanistę/kę:

Czytaj – poznawanie nowych historii, śledzeni wątków, poszerzanie horyzontów i ogólna stymulacja mózgu otrzymuje 10/10 w poprawie umiejętności analitycznych.

Graj i baw się – w gry planszowe, komputerowe, układaj puzzle, rozwiązuj łamigłówki. Związki przyczynowo-skutkowe to drugie imię analizy danych.

Obserwuj i słuchaj – w myśl Nunchi warto pamiętać, że ma się dwoje oczu i dwoje uszu, a tylko jedne usta. Czasem nastawienie się na odbiór pozwoli zaobserwować (i zanalizować!) otoczenie zupełnie na nowo.

Pytaj – w ten sposób otrzymujesz zazwyczaj wyjaśnienie danego zagadnienia rozłożone na czynniki pierwsze

A jak wolisz na lenia, zawsze możesz ściągnąć aplikacje na telefon, które wyćwiczą Cię w tym w sposób bardziej łopatologiczny. Hej, byle skutecznie – bo warto.

To czego się dziś nauczyłaś / nauczyłeś?

A wczoraj? W zeszłym miesiącu? Czy ciągle poszerzasz swoje kompetencje, uczysz się nowych rzeczy? Kiedyś to było! Kończyło się szkołę podstawową, potem liceum i już miało się kilka sprawności z wiedzy ogólnej. Człowiek szedł na studia i – teoretycznie – wychodził jako specjalista z jakiejś dziedziny. Aż się łezka w oku kręci, no ale, nie bardzo. Jeżeli masz ochotę zostać na rynku pracy i mieć na nim w miarę stabilne miejsce, czas zaakceptować proces life long learning – będziesz się uczyć przez całe życie i nigdy nie osiągniesz pełnego stanu wiedzy. Dlaczego? To po prostu niemożliwe przy tak zmieniającym się świecie.

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności, inteligencji emocjonalnej, zarządzaniu czasem, elastyczności poznawczej, zorientowaniu na usługi, kompetencjach cyfrowych i rezyliencji.

Dlaczego life long learning jest kompetencją przyszłości?

Jak wszystko tutaj, przyczyny mogą być dwie i zazwyczaj występują w parze. Przede wszystkim głównym driverem jest, nasza serdeczna przyjaciółka, Zmiana. Każdy obszar jest aktualizowany, zmieniają się prawa, rozumienie i zakres wiedzy. Teraz jest moment, w którym jakiś cwaniaczek z publiczności mówi: a historia? Tak, historia się NIE zmienia, ale nasze nastawienie do niej już jak najbardziej tak. Niektóre zachowania, które były całkiem spoko, po analizie obecnie nie wypadają najlepiej. Ja na przykład nie chciałabym mieć „inkwizytorka” czy „kolonialistka” w CV.

Drugim bodźcem jest brak automatyzacji – ponieważ nie wiemy jaka wiedza będzie nam potrzebna, co jeszcze zostanie odkryte / zmienione, nie ma możliwości przygotowania na to maszyn, robotów czy algorytmów. Człowiek górą!

Throwback Thursday do 2004r i matury i czasów, kiedy myślałam, że jeszcze tylko 5 lat, a nie całe życie nauki mnie czeka 😉

Twoje strategie na life long learning

Life long learning jest o tyle super, że nie musisz mieć do niego żadnych predyspozycji. Po prostu nastaw się na to, że zawsze warto dowiedzieć się czegoś nowego, poszerzać swoje zainteresowania i umiejętności. Jak szukać okazji do tego?

  • aktywna postawa – kursy, szkolenia, webinary – w dobie (post)pandemicznej są dostępne bardziej niż kiedykolwiek. Wygospodaruj czas by skorzystać z niektórych z nich, a stawiam 50zł, że znajdziesz taki na insertujące Cię tematy
  • technologie są ok – staraj się używać albo przynajmniej zrozumieć najnowsze technologie. Nawet jeżeli uznasz, że TikTok nie jest dla Ciebie, koncepcja NFT jest bezsensu, a trzymanie kasy w materacu lepsze niż Bitcoin, nie możesz pozostać w tyle
  • przyjemne z pożytecznym – rozwój i wiedza nie musi, a wręcz nie powinna, dotyczyć jedynie Twojej sytuacji zawodowej. Rozwijaj się w każdym aspekcie: osobistym, społecznym czy obywatelskim.
  • zmieniaj nawyki – to, że już coś umiesz nie oznacza, że jest pozamiatane. Life long learning zachęca do uczenia się, kwestionowania, oduczania i uczenia na nowo. Przykład? Mnóstwo, ale np. zmiana w podejściu do ekologii, chociażby w żywieniu, może być jednym z nich (ziemniaczki możesz zostawić, ale zjedz mięsko kontra flexitarianism i inne, bardziej radykalne formy rezygnowania z mięsa).

To co, czego się dziś nauczysz?

Przetrwają najsilniejsi – rezyliencja jako kompetencja przyszłości

Personal agility„, „rezyliencja”, „samodyscyplina połączona z odpornością na zmiany”… a fe, brzmi okropnie! Czy to kolejne korpo buzz-word, które możemy wrzucić do jednego worka z „thinking outside the box„? Nie, choć wróżka Natalia przewiduje wzrost popularności tego terminu wraz z upływem czasu, na pewno nie jest jedynie pustym, lotnym hasłem. Wojowniczo brzmiąca rezyliencja to podstawowa kompetencja przyszłości, która pozwoli na przetrwanie na rynku pracy najbliższe kilka lat 😉 Więcej w dzisiejszym wpisie!

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności, inteligencji emocjonalnej, zarządzaniu czasem, elastyczności poznawczej, zorientowaniu na usługi i kompetencjach cyfrowych.

Rezyliencja, według wikipedii, to umiejętność lub proces dostosowywania się człowieka do zmieniających się warunków, adaptacja w stosunku do otoczenia, uodpornianie się, plastyczność umysłu, zdolność do odzyskiwania utraconych lub osłabionych sił i odporność na działanie szkodliwych czynników. Pięknie powiedziane, a ostatnia cecha – to odzyskiwanie sił – jest kluczowe w kontekście środowiska pracy i kierowania energii tam, gdzie rzeczywiście warto.

rezyliencja w pracy
Romantyczne zdjęcie drzewa o zachodzie słońca wspomnieniem mojego urlopu, ale także symbolem rezyliencji i ciągłego odradzania. Fot. Dorota Powirska

Teoria o 7 C rezyliencji

7C spisał między innymi Dr. Ginsburga, pediatra oraz ekspert rozwoju by dawać dzieciom narzędzia do radzenia sobie ze światem, dorastaniem itp. Nie wiem jak Ty, ale ja byłam kiedyś dzieckiem i w sumie niechętnie bym to powtórzyła – mam wrażenie, że ekosystem kilkulatków to organizacja z najgorszego koszmaru – brak procedur, kompetentnych przywódców, dialogu czy jasnych, powtarzalnych i sprawiedliwych zasad funkcjonowania. Dobrze więc, że Ginsburg o tym pomyślał 😉, szczególnie że dzisiejsze dzieci są historycznie najbardziej narażone na efekty niestabilnego świata.

Z mojego doświadczenia, dobre praktyki wychowawcze to (wraz z pomysłami z IT) najlepsze drogowskazy kształtowania się rynku pracy przyszłości, więc poświęć mi jeszcze kilka minut 😉

Competence (kompetencja) – umiejętność skutecznego radzenia sobie z sytuacjami stresowymi. (Więcej o tym, dlaczego porażki są yeah, a nie meh pisałam w tekście „Sztuka bycia beznadziejnym”).

Confidence (pewność siebie) – znajomość i wiara we własne mocne strony.

Connection (relacje) – budowanie i pielęgnowanie ich, ma kluczowe znaczenie do przetrwania

Character – przez Ginsberga rozumiany jako wartości, rozróżnienie dobra od zła, odwagę i chęć ciągłego udoskonalania siebie i świata w obliczu zmian

Contribution (udział) – to przełożenie postaw z poprzedniego punktu na działanie

Coping (radzenie sobie) – znajomość konkretnych narzędzi wspomagających rezyliencję: np. metod redukcji stresu

Control – poczucie sprawczości nad swoim losem

rezyliencja w pracy
To też z urlopu – kamienne kręgi, które przetrwały w dobrej energii setki lat – fajnie 😀 Fot. Dorota Powirska

Pierwsza pomoc w rezyliencji

No dobrze, po bliższym poznaniu, okazuje się, że tajemnicza rezyliencja wcale nie jest jakąś straszną wojowniczką, a pięknym słowem, podsumowującym ważne aspekty naszego życia, o które musimy zadbać, żeby ją ćwiczyć.

I – o losie – jest to coś, o czym na pewno już słyszeliście, a ja sama pisałam o tym w cyklu Science of Well-Being czy przy okazji przeciwdziałaniu pracoholizmowi.

Ale nigdy za wiele przypominania o:

Zdrowiu fizycznym: sen, ruch, zbilansowane jedzenie

Zdrowiu psychicznym: medytacja, mindfulness, szacunek i komunikacja

Work-life balance: o tym mogę godzinami, a ostatnio wypowiadałam się również w prasie

Filozofowaniu: 😉 czyli autoanalizie, rozmyślaniu.

Wniosek jest jeden: aby móc stawić czoła zmianom, zarówno jako pracownik/pracowniczka, ale przede wszystkim jako człowiek, trzeba zbudować solidny fundament u siebie. Dzięki temu żadna zmiana, globalna pandemia czy co tam kto chce, nie będzie nam straszna.

Gdy praca wejdzie za bardzo – o pracoholizmie

K. zbliża się do trzycyfrowej liczby zaległych dni urlopowych, rzadko kiedy mieści się też w dziesięciogodzinnym dniu pracy.

P. pracuje na raz w czterech miejscach, w trzech województwach i zdarzyło się jej nie mieć dnia przerwy w pracy przez półtora miesiąca. I to nie raz.

A. opowiada ze zdziwieniem o tym, jak przedłuża zwolnienie u psychiatry i „nie musi nawet ściemniać ani naciągać” by zwolnienie było kontynuowane bez problemu.

Pracoholik – śmieszne czy nie?

Hasła „pracoholik” i „wypalenie zawodowe” rzucane są w konwersacji trochę jako rozładowanie atmosfery. Pracoholik to lekki dziwak, który zabiera na wypad pod namiot (i – o zgrozo – odpala) służbowego lapka, sprawdza maile i nie potrafi się wychillować. Osoba wypalona zawodowo, natomiast, to w popularnej konwersacji ta, której się straaaaaasznie nie chce pracować i ma wiele zabawnych anegdot związanych z markowaniem roboty.

Jednak K., P., i A. mierzą się z realnym problemem uzależnienia od pracy, a także wypalenia zawodowego. I to w bardzo nieśmiesznym sensie. Jedno i drugie jest uznawane przez WHO za jednostkę chorobową, a udział środowiska pracy w obniżeniu stanu psychicznego ludzi jest już powszechnie rozpoznawane. To nie o Tobie? Czytaj dalej by przekonać się, czy na pewno.

work harder work smarter natalia florek personal branding rozmowa kwalifikacyjna sukces rekrutacyjny
Dewiza każdego pracoholika?

Szybki quiz potencjalnego pracoholika

Podobno bardziej dbamy o swoje telefony, niż o swoje zdrowie. Trochę o tym, jak ważne jest work-life balance pisałam tutaj, a w dzisiejszym tekście, chciałabym położyć nacisk na to, że to my sami często jesteśmy odpowiedzialni za wykonywane nadgodziny i brak równowagi, mimo świadomości, że chroniczne przepracowanie zostało uznane za tak samo szkodliwe dla zdrowia co palenie papierosów.

Przeczytaj poniższe punkty i uczciwie na nie odpowiedz. Które z poniższych występują u Ciebie?

  1. Problemy z odpoczynkiem – nawet kiedy nadchodzi rzadki moment czasu dla siebie, nie jesteś w stanie się wyłączyć – w końcu zawsze jesteś na roboczym stand-by’u, zawsze coś trzeba załatwić, rozwiązać, zrobić…
  2. Bezsenność lub unikanie snu – z jednej strony chcesz spać, ale Twój mózg nadal przetwarza te wszystkie case’y i dane. Nic z tego. W inny dzień, natomiast, padasz ze zmęczenia, ale trzeba dokończyć ten raport, więc świadomie rezygnujesz z regeneracji na rzecz pracy.
  3. Rozkojarzenie i brak humoru – przepracowanie wiąże się z braniem na siebie zbyt wielu zadań, a więc Twój umysł dostaje więcej niż standardowo może przetworzyć. Jesteś pod ciągłą presją zadań, co wyraźnie wpływa na Twój nastrój. Chroniczne obniżenie nastroju oraz stres dodatkowo wpływają na możliwość skupienia się.
  4. Obniżona odporność – stres, brak odpoczynku, siedzenie ciągle w tej samej pozycji, często w niewentylowanym pomieszczeniu, brak ruchu… to prosta droga do chorób. Dodatkowo, zadania i praca czekają, więc nigdy się faktycznie nie wyleczysz, nie położysz…
  5. Utrata lub przybranie na wadze – patrz punkt czwarty plus dodaj nieregularne, nieprzemyślane posiłki… lub ich brak.
  6. Zadania nigdy się nie kończą – Twoja lista zadań nigdy się nie kończy, brakuje Ci godzin w dniu i masz poczucie, że nigdy nie nadgonisz zaległości? To typowe dla pracoholików – nie ma czegoś takiego jak „nie bycie” w projekcie
  7. Praca trwa 24h – nawet gdy fizycznie opuścisz biuro i uda Ci się nie odpalić komputera w domu, Twoje myśli krążą wokół pracy i zadań do wykonania
  8. Brak work-life balance – zdarzyło Ci się zrezygnować ze spotkań towarzyskich na rzecz pracy, Twoja ekipa powoli się kurczy, a zanim się obejrzysz brak równowagi zaczyna też dotyczyć spraw rodzinnych
pracoholizm przepracowanie doradztwo zawodowe

No, może to trochę o mnie albo o moim mężu/przyjacielu/bracie (celowo wybieram męskie funkcje, bo pracoholizm zdecydowanie częściej dotyczy mężczyzn). Ale przecież poradzicie sobie z tym, zauważycie?

Nic bardziej mylnego – pogląd, że praca w nadgodzinach doprowadzi do zdobycia jakiejś super-odznaki bohatera open space’u ma się świetnie właściwie we wszystkich krajach Europy. My CHCEMY tyle pracować, ale niektórzy z nas po prostu przeginają i jak z każdą „używką” kończy się to uzależnieniem i poważnymi konsekwencjami. Problem widzi coraz więcej pracodawców i proponują takie rozwiązania jak automatyczne kasowanie emaili wysłanych na urlopie (Daimler) czy w ogóle brak możliwości ich wysłania poza godzinami pracy (Volkswagen).

Jednak, jak z każdym uzależnieniem, to od nas zależy czy faktycznie sięgniemy po pomoc. Zapraszam na cykl postów o tym, co można zrobić gdy praca weźmie górę. Stay tunned!

W czym mogę pomóc – zorientowanie na usługi jako kompetencja przyszłości

„Klient nasz pan” nabiera obecnie zupełnie nowego znaczenia. Oprócz tego, że nie mogę NIE zauważyć, że to powiedzenie bardzo skupia się na męskiej części użytkowników, za co pewnie częściowo należy winić specyfikę języka polskiego, nastąpiła wyraźna zmiana w podejściu. Nie jest już tak, że „klient/ka ma zawsze rację”, a bardziej tak, że „odczytam potrzebę klienta/tki zanim zacznie się awanturować”. I właśnie ta umiejętność – zorientowanie na usługi – będzie przedmiotem dzisiejszego wpisu.

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności, inteligencji emocjonalnej, zarządzaniu czasem i elastyczności poznawczej.

Do dzieła! Czym jest zorientowanie na usługi?

Service orientation (zorientowanie na usługi) jest chyba pierwszą kompetencją przyszłości, o której piszę, nie będąca nią przede wszystkim z powodu trudnej automatyzacji. Jasne, ciężko nauczyć robota czegoś co w pewnym sensie jest podejściem, ale tu decydującym czynnikiem jest utrzymanie ciągłości i istotności biznesu. Jak sprawić, by ludzie nadal chcieli być Twoimi klientami/klientkami? Czego nauczyć siebie lub swój personel, by nadążyć za zamianami?

tworzenie potrzeb zorientowanie na usługi
Zorientowanie na usługi to wyprzedzanie Twoich potrzeb zanim je masz – tu przykład z Cały Gaweł w Sopocie.

Osoba zorientowana na usługi potrafi i chce dostrzec, zaspokoić, a czasem przewidzieć potrzeby innych. W tym momencie 80% gospodarki krajów rozwiniętych i 50% krajów rozwijających się to usługi, więc same te liczby pokazują jak bardzo istotna jest ta cecha.

Tyle teoretycznego wstępu. Teraz praktyczne pytanie: przypomnij sobie ostatni raz, kiedy obsługa klienta/tki (Ciebie) była zachwycająca? Co to było i dlaczego Cię zachwyciło? A teraz w drugą stronę – z jakich usług już NIGDY nie skorzystasz, bo było dno i beznadziejnie? Zgadłam, że tych drugich jest więcej?

W tym jest sedno – kultura dbania o klienta i pozyskiwania go przez wyjątkową obsługę to nadal stosunkowo nowy temat. Dotychczas klient przychodził sam, gdy czegoś potrzebował i wtedy zadaniem było przekonać go/ją, że jesteśmy lepsi od konkurencji. Teraz trzeba pójść o krok dalej.

Droga przez mękę?

Ok, to teraz Ty – oto seria pytań, które możesz sobie zadać by podbić sobie punkty na skali zorientowania na usługi. To stosunkowo łatwe rzeczy, a do tego uniwersalne – wiadomka, skoro mowa o przyszłości 🙂

  1. User experience – droga klienta/tki nie musi dotyczyć tylko interfejsów internetowych. Tak naprawdę jest nią każda podróż od zainteresowania do finalizacji (lub jej braku). Jak wygląda u Ciebie? Jaki/a jest Twój klient/ka? Nie musi to być odbiorca produktu, który wytwarza Twoja firma, nawet będąc w back office masz klientów/tki. Jak do Ciebie trafiają? Jak wygląda komunikacja? Wróć myślami do tych super i super-niefajnych doświadczeń, które sam/a miałeś/łaś i zastosuj odpowiednie działania.
user experience zorinetowanie na usługi kompetencje przyszłości
A czasem częścią UX jest zwykłe „dziękuję”

2. Wiedza -wiesz co każdy lubi? Serio: każdy? Gdy mu się wytłumaczy co się dzieje. Na przykład fail zorientowania na usługi u lekarza wyglądał w moim przypadku tak, że wymieniliśmy właściwie dwa zwroty: „dzień dobry” oraz „dziękuję, do widzenia”. W między czasie pogadałam sobie trochę o tym, z czym przyszłam, ale bez odpowiedzi. Dostałam receptę, mogłam sobie równie dobrze to wygooglowac. A jakaż byłam zaopiekowana, gdy szewc* opowiedział mi o składzie chemicznym kleju, którego używa i dlaczego cały proces będzie tyle trwał! Dobry serwis to taki, w którym wiadomo o co chodzi. Zadbaj o to, by u Ciebie tak było.

3. Zmiana – wypracowane formy obsługi nigdy nie są na zawsze, tego musi być świadomy każdy pracownik i pracodawca. Kiedyś udogodnieniem były popielniczki w samolotach! Wraz z ciągłą zmianą, warto sobie ciągle zadawać pytanie czy wprowadzone rozwiązania wystarczają? Reakcja na zmiany to podstawa – pokazała to bardzo dobrze pandemia – kto nie potrafi, zostaje w tyle.

W czym mogę pomóc? jest więc pytaniem, którego nie zadajesz już swoim klientom i klientkom, a zadajesz je sobie. Prawda, że genialne w swej prostocie?

*Zakład szewski, pod którym codziennie stoją kolejki to idealny przykład wysokiego service orientation. Polecam wszystkim trójmieszczanom!

Nawyki szczęśliwego człowieka

Marzec był miesiącem, w którym namawiałam do mówienia o sobie dobrze, do wyćwiczenia umiejętności wykrywania swoich mocnych stron, by później zabłysnąć na rozmowie kwalifikacyjnej. Natomiast cały cykl o szczęściu* był o tym, jak ważne jest dbanie o swój dobrostan w odpowiedni sposób, więc idealnie się składa: na koniec marca i na koniec cyklu, a także na Wielkanoc, która przecież symbolizuje odrodzenie – zamknięcie w postaci podsumowania rzeczy, które podnoszą nasze poziom szczęścia i samoocena. Zachęcam do wdrożenia, a jak już zastosujecie je wszystkie przez jakiś czas, do porównania swojego poziomu szczęścia przed i po (ten test linkowałam na początku cyklu – warto sprawdzić znów! 🙂 ).

*Cykl jest inspirowany wspaniałym, naukowym szkoleniem o szczęściu – The Sceince of Well-being uniwersytetu Yale i tym, że równowaga pomiędzy życiem osobistym i pracą oraz ogólne zadowolenie z życia jest kluczowe w byciu efektywnym pracownikiem. Przeczytaj część 1, 2, 3, 4 i bonus tu.

co daje szczęście natalia florek doradztwo zawodowe personal branding work life balance

Sednem osiągnięcia szczęścia jest zrozumienie na co kłaść nacisk z rzeczy, których wiemy, że chcemy oraz uświadomienie sobie czego powinniśmy chcieć, a jeszcze tego nie wiemy. Jedziemy z tym:

Co powinno się czuć w pracy

„Dobra” praca to często top na liście, szczególnie w mojej linii zawodowej 😉 Należy sobie jednak zdać sprawę, że to nie taka, która daje nam pieniądze, prestiż i stanowiska, a taka, która najlepiej wykorzysta nasze mocne strony. Seligman udowodnił, że wykorzystując je w swojej codziennej pracy i starając się je implementować w nowy sposób (w jego badaniu robiono to przez tydzień), nasz poziom satysfakcji życiowej jest wyższy nawet do pół roku później, gdybyśmy tego nie robili! Lubić swoje zajęcia, robić to bez wysiłku i jeszcze mieć długoterminowy boost w samoocenie i dobrostanie? I’m in. Jeżeli nie wiesz jakie są Twoje mocne strony, zacznij tu.

Kolejnym poziomem wtajemniczenia jest tzw. flow, czyli szukanie zajęcia, które sprawia, że jesteśmy tak w nie zaangażowani, że nawet nie widzimy upływu czasu. Są dla nas wyzwaniem, ale osiągalnym, a nie demotywującym. Po nich czujemy gigantyczną satysfakcję, połączoną ze zdziwieniem, że na przykład nie jedliśmy od wielu godzin. Jak to znaleźć? Wybierać zajęcia i czynności, które wymagają od Ciebie wysokich umiejętności i wysokich kwalifikacji – to połączenie, które idealnie nas testuje i daje najwięcej satysfakcji. Z założenia wybieramy rzeczy o niskich wymaganiach (np. Netflixa) i z automatu wpędzamy się w gorsze samopoczucie.

Na koniec, nie powinniśmy oczekiwać nagrody. Motywacja wewnętrzna (robienie czegoś, bo jest fajne i to lubimy) powinno być kluczem Twoich zawodowych działań. Nagrody, jak udowodniono już wielokrotnie, zabijają naturalną radość płynąca z nauki czy wyzwania, a tym samym w efekcie obniżają poziom szczęścia. Osoby z tzw. growth mindset, czyli nastawione na fakt rozwijania wiedzy dla samego faktu posiadania jej, wypadają „na skali szczęścia” znacznie lepiej niż te, które oczekują nagrody bądź wierzą, że inteligencja czy zdolności to kwestia predyspozycji genetycznych.

samopoczucie dobre natalia florek personal branding doradztwo zawodowe work life balance

Sekretny sos szczęścia

A teraz 5 rzeczy, które odmienią Twoje życie, a nawet nie zdawałaś/łeś sobie dotychczas z tego sprawy:

Bycie dobrym i miłym – tak, słyszysz, że po trupach do celu, że cel uświęca środki i wiele innych tego typu tekstów. Że niegrzeczne dziewczynki idą tam gdzie chcą. No, więc: nie. To znaczy nie, jeżeli dochodzisz do swojego celu nie szanując innych, lub wręcz nie zwracając na nich uwagi. Bycie uprzejmym i robienie dobrych rzeczy w znacznym stopniu podnosi nasz poziom szczęścia. Udowodniono, że sam fakt wspominania tego, że zrobiliśmy coś dobrego, sprawia, że czujemy się ze sobą lepiej. Sonya Lyubomirsky zachęca by kumulować jak najwięcej dobrych uczynków (serio, używam zwrotów, które ostatnio słyszałam jako dziecko, dlaczego o tym zapominamy jako dorośli?!) by podbic radośc jeszcze bardziej. Dunn i Norton natomiast sprawdzili czy lepiej się czujemy jak wydajemy hajs na siebie czy na innych – badani byli pewni, że będzie lepiej gdy wydadzą je na siebie, ale jak już pisałam we wcześniejszych odcinkach – nasz mózg zupełnie nie wie JAK myślec.

Interakcje – znowu coś kontra-intuicyjnego, bo przecież są nawet specjalne wagony ciszy w Pendolino, a ja tu będę o wchodzeniu w interakcje. Ale tak – nawiązywanie nici porozumienia, zagadywanie, a także, a może przede wszystkim, tworzenie więzi społecznych przynosi same korzyści. Osoby, które mają trwałe i mocne relacje: mają mniejsze prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci, większe szanse na wyzdrowienie z ciężkiej choroby i mniejsze szanse na poważne konsekwencje psychiczne po traumatycznym przeżyciu. To już są rzeczy na meta poziomie, o które warto walczyć.
Ale nie tylko dbanie o przyjaciół i rodzinę pomaga – serio wystarczy np. zagadać sprzedawcę w sklepie i też będą efekty. Nick Epley udowodnił, wbrew wszystkiemu co mi się wydawało prawdziwe, że nie dość, że osoba, która zagaduje randomowo ludzi czuje się potem lepiej, to jeszcze na dodatek ta zagadywana osoba też! Win-win. Więc dbaj o przyjaciół i zagaduj obcych! 🙂

Czas dla siebie – czas jest zasobem, którego nie da się zautomatyzować, nie da się też go pomnożyć. Dlatego w równaniu czasu i pieniędzy, pieniądze zawsze powinny być dla Ciebie mniej wartościowe (a jeżeli jednak mimo wszystko u Ciebie pieniądze > czas, to miej świadomość, że Whillans i koledzy udowodnili, że będziesz prawie 5 razy mniej szczęśliwa/y). Zawsze znajduj więc czas na to, by robić coś, na co masz ochotę.

Skupienie – umiejętność kontrolowania swoich myśli w taki sposób, że nie „uciekają” to faktycznie niedoceniana rzecz. Sprawdzono, że nie myślimy o tym, co robimy przez prawie 50% czasu. To fajne, bo unikatowe dla ludzi w skali wszystkich gatunków na świecie, ale słabe pod tym względem, że jesteśmy dużo bardziej zadowoleni z życia kiedy jednak potrafimy zatrzymać się na tu i teraz. Sposoby na to są łatwe i bardzo modne: medytacja i mindfulness.

Zdrowie – tu nie będzie nic nadzwyczajnego, ale udowodniono, że trzeba o siebie dbać. Więc śpij i cwicz, a będzie git!

Czyli teraz, gdy będzie Ci smutno, zamiast Netflixa rozwiąż sudoku. Zamiast zakupów idź pobiegać. Zamiast natłoku myśli – pomedytuj. I tak, zagaduję ludzi w sklepach, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek się przemogę.

medytacja mindfullness personal branding doradztwo zawodowe natalia florek


Kilka super łatwych sposobów na osiągnięcie szczęścia

Zawsze jak piszę post z tego cyklu* mam wątpliwości czy nie jest to zbyt odległe od mojego „core business”, lub jak kto woli, ja na pewno nie, korbiznesu. A potem, bardzo szybko wszystkie statystyki i badania naukowe przywołują mnie do porządku i wiem, że dbanie o swój dobrostan psychiczny jest podstawą bycia nie tylko dobrym pracownikiem, ale też sprawnego funkcjonowania w ogóle. Więc warto pisać.

*Cykl jest inspirowany wspaniałym, naukowym szkoleniem o szczęściu – The Sceince of Well-being uniwersytetu Yale i tym, że równowaga pomiędzy życiem osobistym i pracą oraz ogólne zadowolenie z życia jest kluczowe w byciu efektywnym pracownikiem. Przeczytaj część 1, 2, 3 i bonus tu.

Było już o tym co nie daje szczęścia i dlaczego nasz mózg mimo wszystko myśli, że tak jest. Dziś zmierzmy się więc z tym co robić, by nasz umysł jednak tak nie myślał.

Oto 3 łatwe strategie do opanowania własnego szczęścia. Potwierdzone przez – you guessed it – amerykańskich naukowców ;P

Co tak NAPRAWDĘ jest super?

Wiemy już, że nie są to pieniądze ani dobra materialne, kto zgłębił szkolenie wie też, że nie jest to „super wygląd”, „dobra praca” ani „szczęśliwy związek” – celowo w cudzysłowie, bo czy w ogóle da się to jakoś zdefiniować i określić? Więc co?

Oto strategia nr 1 – inwestuj w doświadczanie.

Koncert, wyjazd, wyjście do muzeum czy inne „spędzanie czasu” wygrywa z nową sukienką czy samochodem z wielu powodów. Po pierwsze, ma określony czas trwania i nie da się go dokładnie powtórzyć, więc się nie znudzi. Z tego samego powodu dają nam też możliwość wspominania i swoistego przeżycia jeszcze raz. Dają też punkty do relacji – inni ludzie chcą słuchać o tym „jak gdzieś było / czy jedzenie jest tak dobre, jak mówią / o przygodzie kiedy okazało się, że samolot odleciał bez Ciebie” . Ogólnie lepiej odbierają też osoby, które opowiadają o tego typu rzeczach niż o dobrach materialnych.

Wiemy też, że porównywanie jest szkodliwe dla naszego szczęścia, a doświadczenia porównuje się trudniej. Weźmy taki koncert Arctic Monkeys z Open’era z 2013 roku – niektórzy mówią, że był najlepszy z całego festiwalu. Możliwe, ale wtedy ja i mój serdeczny przyjaciel Adaś rozpracowaliśmy o jeden gin za dużo i wykorzystaliśmy wszystkie możliwości dawane nam przez silent disco (których nie ma znowu tak wiele), nie widząc ani sekundy koncertu. I też było super, jedno z moich ulubionych Openerowych wspomnień prawie 10 lat (i prawie tyle samo festiwali) później.

Czas na dowody naukowe, a nie jakieś opowieści o koncertach milion lat temu 😉 . Van Boven i Gilovich zapytali ludzi o coś na co wydali w ostatnim czasie więcej niż 100$ i określenie w skali od 1 do 10 ile dało im to radości (tym ludziom, nie naukowcom). Doświadczenia wypadają lepiej we wszystkich trzech kategoriach: zadowolenia (7,5 vs 6,6), zadowolenia po dłuższym czasie (6,4 vs 5,4) oraz poczucia dobrze wydanych pieniędzy (7,3 do 6,4). W innym badaniu udowodniono, że samo planowanie doświadczenia daje więcej satysfakcji niż planowanie zakupu czegoś materialnego!

Natalia Florek Personal Branding Doradztwo Zawodowe Szczęście well-being work-life balance mindfulness operner
Przeżyjmy to jeszcze raz – klasyczny, openerowy widok 😉

Zalety wybicia z rytmu

Jednym z głównych wrogów szczęścia była rutyna i przyzwyczajenie, więc logicznie wjeżdża tu

strategia nr 2 – doceń to co masz

Ale frazes, aż przewróciłam oczami. Ale tak jest! Szczególnie poleca się modne teraz mindfullness, poczucie głębokiego doświadczania danej rzeczy, smakowanie się w nim. Chodzi o to, by w momencie kiedy dzieje Ci się coś fajnego, zatrzymać się na chwilę i faktycznie to poczuć. Dzięki temu do mózgu bardziej dociera, że jest Ci dobrze i zapamiętuje to doświadczenie na dłużej i w większych szczegółach. Nazwano to, bardzo copywritersko, „Power intervention” – myśl o przyjemnym doświadczeniu przez 8 minut przez 3 dni, a będziesz bardziej poytywna/y nawet 4 tygodnie później!

Wiecie co jeszcze pozwala docenić to, co się ma i pasuje w kliszę tego akapitu? Wyobrażenie sobie, że mogłoby tak NIE być. Opisywanie sytuacji, w której Twoje losy toczą się gorzej od razu poprawiają humor! I – może ktoś już to przewidział, ale tak, nadchodzi – carpe diem. Co jeśli >>ta rzecz<< przytrafia mi się ostatni raz? To hasło: „pomyśl, że jesteś tu ostatni raz”, przyświecało nam zawsze gdy byłyśmy we wspólnej delegacji z Celiną, (którą serdecznie pozdrawiam!). Myślę, że dzięki temu obie zjadłyśmy i zobaczyłyśmy rzeczy, które inaczej by do nas nie trafiły. A, i był też ten raz, kiedy zupełnie randomowo piłyśmy szampana z szejkami naftowymi, ale to historia na innego bloga 😛

Trzecim sposób na docenienie tego co mamy jest wdzięczność. Jeżeli codziennie spiszesz 5 rzeczy, za które jesteś wdzięczna/y Twoja ogólna ocena samopoczucia wzrośnie. Szybko, zrób to ćwiczenie od razu! 3… 2… 1… A teraz, dla dodatkowego efektu, znajdź kogoś, z kim się nim podzielisz!

Natalia FLorek personal branding doradztwo zawodowe delegacja praca kariera szczęscie work-life balance szanghaj metro
Nie da się ukryć, że delegacje często wyglądały też tak, więc tym bardziej szacunek dla yolo z Celiną.

Reset świata

Kolejny raz wrócę do porównywania, bo tego dotyczy ostatni akapit tego przydługiego wpisu. Wiecie, że mózg porównuje losowo – po prostu wybiera dowolny punkt odniesienia, a jak się trochę zastanowi, to porównuje nas w górę, czyli zawsze niekorzystnie.

Na pomoc wkracza strategia nr 3 – wyzeruj punkty odniesienia

Czyli sam/a wybierz do czego się będziesz porównywać. Miej świadomość, że możesz porównywać się w dół albo wcale. Unikaj mediów społecznościowych. Używaj techniki stop – kiedy się złapiesz na porównywaniu po prostu powiedz sobie – uwaga, będzie skomplikowane – STOP. Twój mózg dostanie wtedy zimny prysznic, że znowu nie robi Ci przysługi i przestanie. To tak na szybko.

Okazuje się także, że jedzenie czekolady po kosteczce daje nam więcej radości niż cała tabliczka. Odcinek serialu robi lepiej niż nocny binge-watch. Rób przerwy w przyjemnościach, by docenić je bardziej. I zmieniaj, kombinuj, odczekuj przed kolejnym powtórzeniem czegoś co lubisz. Nie zamawiaj zawsze tej samej pizzy, mimo że jest Twoją ulubioną. Nie jeździj na każde wakacje w to samo miejsce.

Zobaczysz, że taki zresetowany świat przyniesie Ci samo dobro.

Czas ucieka – ujarzmij go! (to kompetencja przyszłości!)

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności i inteligencji emocjonalnej.

Ostatnio widziałam mema, o tym, jak poczuć ile trwa minuta. Potrzebne do tego jest robienie planka czy czekanie na mikrofalówkę. W naszym przypadku ta rozmowa odbyła się podczas morsowania – tak, MORSUJĘ ;P – w jakiejś minusowej temperaturze na wietrze i w morzu. Było tak paskudnie, że na gdyńskim bulwarze nie było żadnych ludzi, więc fejm związany z wchodzeniem do wody też raczej umiarkowany. Mimo to, jak co tydzień, weszliśmy, ponarzekaliśmy, zgrabiały nam ręce i rozeszliśmy się do domów. Każde z nas, z sobie znanych powodów, znajduje na to czas w każdy sobotni poranek. I o tym będzie ten tekst – o zarządzaniu swoim czasem oraz o priorytetach (poprzetykany śródtytułami z pewnej piosenki, która może posłużyć za soundtrack do tego postu) .

Natalia Florek Personal Branding kompetencje przyszłości jak zarządzac czasem planner hakerki sukcesu
Planowanie zawodowe – korzystam teraz z super fachowej pomocy Marty Krasnodębskiej w ramach Hackerek Sukcesu by ułożyć swój biznes. Daje fajne plannery 🙂

Czas nie czeka na nas

Zarządzanie czasem to umiejętność pracowania mniej, jednocześnie uzyskując dobre, a nawet lepsze wyniki. To umiejętność delegowania zadań, w taki sposób, by maksymalizować efekt. To uniknięcie stresu i spędzanie życia na tym, co się umie i lubi. Kto zasnął lub przestał czytać przy „delegowanie zadań” i „maksymalizowanie efektów” – przepraszam za korporacyjne mambo-dżambo, zapewniam, że do tematu należy podejść globalnie, życiowo, a przy okazji stosowanie w pracy nie zaszkodzi.

Dlaczego zarządzanie czasem jest kompetencją przyszłości? Jak zawsze, odpowiedź jest ta sama, lub wynikająca z podobnych powodów – czasu nie da się „zautomatyzować” czy powielić. Tym samym ci, którzy w 24 godziny robią więcej, są potencjalnie lepszymi pracownikami rynku pracy przyszłości, który będzie wymagał szybkich reakcji i elastyczności – czyli cech, które mają dobrze zorganizowane osoby.

Wszystko ma swoje priorytety

Pracować mniej i mądrzej, brzmi super, ale jak to zrobić? I – co ważniejsze – jak podzielić swój czas sprawiedliwie na rzeczy, które musisz zrobić i na te, które chcesz? Poniżej kilka metod sprawdzanych w środowisku zawodowym przez naukowców. Ja, nieskromnie mówiąc, jestem najlepiej zorganizowaną osobą jaką znam i jaką Ty pewnie znasz, więc dodałam swoje trzy grosze 😉

>>>TU POBIERZ JESZCZE WIĘCEJ FAJNYCH METOD DO ZARZĄDZANIA CZASEM<<<

Stawianie celów

Trudno jest zarządzać swoim czasem, jeżeli nie wiemy do czego zmierzamy. Osobiście liczę na to, że po szczepieniu chip Billa Gatesa mi to trochę rozjaśni, ale na razie pozostaje samodzielne stawianie sobie celów 😉 Każdy już chyba wie, że cele muszą być SMART czyli szczegółowe (kupię sobie różowe buty zamiast „coś kupię”), mierzalne (będę biegać 3 razy w tygodniu zamiast „zacznę biegać”), ambitne (czyli wymagające trochę pracy), realne (ale jednak bez przesady) i terminowe (w marcu zamiast kiedyś lub ciszy przerwanej ćwierkaniem świerszczy).

Metoda macierzy priorytetów wg Eisenhowera:

Brzmi okropnie, wiem, ale to to samo co już dobrze znasz 🙂 Coś co musisz zrobić może być ważne (lub nie) i pilne (lub nie). Zachodzą więc cztery kombinacje tych cech. Jeżeli coś jest ważne i pilne, to znaczy, że masz pożar do ugaszenia i bez tego nie będziesz np. mieć gdzie mieszkać, wszyscy zginą albo jakiś inne, drastyczne konsekwencje. Odpowiedź na pytanie czy wykonywać brzmi – tak i to szybko. A jak możesz wezwać (kompetentne do tego zadania) posiłki, to wszystkie ręce na pokład!

Jeżeli zadanie jest ważne, ale nie jest pilne to znaczy, że są to tematy strategiczne, dążące do realizacji Twoich podstawowych celów. Jak już wiemy, stawianie celów to też umiejętność sama w sobie, więc jak już masz je dobrze postawione, to zadania z tej kategorii powinny być Twoimi głównymi, wykonywanymi raczej samodzielnie. Żeby nie było nieporozumień, to nie są tylko zadania związane z wykonaniem pracy. U mnie jak najbardziej mieści się tu Netflix z mężem jak i rzeczone morsowanie – traktuję to jako spotkanie towarzyskie, (których mi teraz ogromnie brakuje), trochę sport (który też trudno się obecnie uprawia) oraz dbanie o odporność i siłę woli.

Mało ważne i pilne? To zazwyczaj różne operacyjne zadania, które trzeba zrobić, ale konsekwencje nie będą dramatyczne, jeżeli się to nie wydarzy (najwyżej ktoś Cię upomni). Można oddelegować lub zautomatyzować. To wszelkie poboczne zajęcia, które muszą zostać wykonane, ale nie są kluczowe do Twojego spełnienia. Np. płacenie rachunków.

I teraz ulubiona kategoria wszystkich prokrastynatów – mało ważne i mało pilne, czyli „pożeracze czasu”. U mnie to scrollowanie Instagrama, niezależnie od tego, jak bardzo przekonuję samą siebie, że robię to „zawodowo” lub, że po prostu to lubię (nie lubię, ale nie mogę PRZESTAĆ 😛 ). Czy należy te zadania wykonywać? Oczywiście, że nie. Wiadomka, że nie jest jednak łatwo. Mój pro tip jest taki, żeby w swoim planie dnia zarezerwować trochę czasu właśnie na to. Tak, mój poziom planowania jest taki, że uwzględniam w nim np. 30min na marnowanie czasu. Wtedy mniej boli 😉

planner zarządzanie czasem natalia florek personal branding
Oldskulowy planner miesięczny. Nie ma w notesie, się nie wydarzy!

Planowanie wg zasady Parkinsona

Planowanie to tor działań doprowadzający nas do osiągnięcia celu oraz do odpowiedniego rozłożenia czasu na zadania ważne. Przydatne są wszelkie plannery, kalendarze, notesy. Ale jak zacząć? Warto umieć przewidzieć ile dana czynność zajmie nam czasu plus zawsze zakładać jakiś bufor. Gdzieś spotkałam się z zasadą, że 60% naszego dnia powinny zajmować czynności zaplanowane, 20% nieoczekiwane i 20% bufor. Fajna jest też zasada Parkinsona, który zauważył, że czynność będzie zajmowała tyle czasu ile jest nam dane. Jeżeli deadline jest za dwa tygodnie to zadanie będzie wykonywane dwa tygodnie (lub da sie je wykonać w jeden dzień, ale oczywiście ostatniego dnia). Od razu, z nostalgią, przypominają się studia 🙂

Na koniec taka anegdota. Jestem matka dwójki dzieci i tak siedzimy kiedyś, obrabiamy te dzieci, karmimy, wszystkie te dziwne rzeczy, które się robi z niemowlakami i kilkulatkami i zaczęłam się zastanawiać co ja robiłam z czasem, kiedy miałam tylko jedno dziecko. A potem, z jeszcze szerszymi oczami, zapytałam siebie co robiłam, gdy dzieci nie miałam wcale?! Wniosek jest taki, że czas zawsze się zapełni po brzegi, od nas zależy jakie te zadania będą mieć wartość.

Dlaczego nie możesz ufać swojemu mózgowi

Tekst jest kolejnym odcinkiem serii inspirowanej kursem „Science of well-being”, który w sposób naukowy podchodzi do tematu work-life balance. Pozostałe: 1 i 2

Zakładam, że pasujesz do jednego z dwóch scenariuszy: jesteś aktualnie bez pracy lub w pracy, której nie lubisz i wiesz, że czeka Cię rychły koniec albo masz pracę, ale coraz częściej zastanawiasz się nad tym co dalej, jak możesz wpłynąć na swoją drogę i przyszłość. Hej – świetnie, nie trafiają tu raczej inne osoby, no może oprócz moich znajomych i rodziny, którzy twardo wspierają moje pisarskie zapędy 💛

W pierwszej grupie czytasz i czytasz ogłoszenia, frustrujesz się, poświęcasz na to mnóstwo czasu, zaczynasz myśleć o tym, że nie masz szans, że wszyscy są od Ciebie lepsi, że te zadania nie są dla Ciebie… (Brzmi znajomo? Może szkolenie ze skutecznego czytania ogłoszeń?). W drugiej odczuwasz zagubienie, nie wiesz za bardzo czym się zająć i w którą stronę iść. Czy w ogóle? Dlaczego się tak dzieje?

Pamiętacie jak pisałam o tym, że pieniądze i dobra materialne szczęścia nie dają? Na koniec obiecałam, że kurs Science of Well-being odpowie nam na pytanie dlaczego myślimy, że dają. I dlaczego czujemy się tak słabo w potrzasku szukania pracy i zmian w przyszłości. To taki spoiler alert, jak nasz umysł płata nam figle. Co udowodnili w tym temacie naukowcy – czytaj dalej by się dowiedzieć!

science of well bieng myślenie działanie mózgu natalia florek personal branding dynia notes babeczki
Przyjemny obrazek o przerażająco prawdziwym przesłaniu. Fot. Gemma

Równaj w górę

Jednym z ustaleń, jest to, że umysł człowieka nie działa na absolutach i zawsze szuka jakiś punktów zaczepienia i porównania się. I oczywiście, nie mogło być inaczej, że wybiera sobie te punkty w najlepszym przypadku losowo, a zazwyczaj w sposób niekorzystny dla porównującego. Moje ulubione doświadczenie, które idealnie to obrazuje, polegało na pokazywaniu zdjęć pewnych osób grupie badawczej, która określała poziom zadowolenia portretowanych jedynie na podstawie ich min. Osobami na zdjęciach byli medaliści olimpijscy, a wynik wyraźnie wskazał na to, że srebrni medaliści są zazwyczaj na lekkim fochu, natomiast brązowi są prawie tak samo zadowoleni jak ci ze złotem. Cooo? Wychodzi na to, że dla większości srebrnych medalistów punktem odniesienia jest niezdobyte złoto (nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała tu o serii memów „McKayla is not impressed”), a dla brązowych prawie niezdobyte podium. Hej, mogłoby ich tu nie być, a są i cieszą się bardziej niż ci, którzy ich pokonali!

Czasem sobie myślę, że ja nigdy nie będę olimpijką. Nawet nie zacznę z argumentami, ale tak na szybko przychodzi mi do głowy jakieś 20. Trochę przykro. Wiecie co to znaczy? Że mój umysł właśnie wybrał sobie jakiś absurdalny punkt odniesienia. I wiecie co jeszcze? Ciągle to robi! Non stop porównuje się do innych, chłonie bodźce z zewnątrz i próbuje mnie (nas) wbić w pogoń za czymś, zupełnie nie zważając na to, co to jest. Udowodniono, że jeżeli oglądasz dużo telewizji, to będziesz zakładać, że inni ludzie są od Ciebie bogatsi, że Ty masz mniej niż faktycznie masz (chociaż, wiecie, liczby mówią wprost coś innego) i będziesz mniej zadowolona/y z życia. Im więcej social mediów, tym gorsza samoocena, ale jeżeli będziesz oglądać tylko smutne lub nieatrakcyjne rzeczy, ta samoocena wcale się nie poprawi, tak jakby mózg specjalnie Cię dołował 🤯! Dużo lepiej będzie się mieć bezrobotny człowiek, mieszkający w niebezpiecznej dzielnicy z dużym ogólnym bezrobociem, niż jedyny bezrobotny wśród pracujących znajomych w obiektywnie lepszej części miasta. „Dostałam jedynkę, ale wszyscy dostali” to nie tylko fraza ze szkolnych realiów każdego z nas, ale naukowy fakt, że dobrze nam, kiedy inni nie mają od nas lepiej, nawet jeżeli sami mamy słabo.

science of well bieng myślenie działanie mózgu natalia florek personal branding neon
A może lepiej nie? Mózg płata nam wiele figli.

Kwestia przyzwyczajenia

No dobrze, porównujemy się zawsze w górę, więc wydajemy się sobie gorsi od innych potencjalnych kandydatów na miejsce pracy oraz mniej zamożni (a wręcz nigdy niewystarczająco zamożni). Teraz trochę więcej mind-f*cks, które generuje nam nasz mózg w kontekście przyzwyczajeń. Gdybym miała w jednym zdaniu odpowiedzieć dlaczego pieniądze szczęścia nie dają, odpowiedź brzmiałaby: bo się przyzwyczajasz. Dlatego też ciągle coś mieszamy, nawet gdy jest dobrze. Przykład w tematyce tego bloga: przypomnijcie sobie moment, w którym dowiedzieliście się, że dostaliście pracę, na której bardzo Wam zależało. Super euforia, plany na przyszłość, dzwonienie po znajomych. Teraz fast forward parę miesięcy/lat i czy czujesz to samo? Dzwonisz rano do znajomych i mówisz: rany, ale super, że pracuję w XYZ! 😛 Inny życiowy przykład: czy każde wypowiedziane „mamo” lub „tato” z ust Twojego dziecka, cieszy tak samo jak za pierwszym razem? (tak, wiem, poniżej pasa :P). Żeby było bardziej naukowo: zmierzono poziom zadowolenia wśród osób, które wygrały w totka po roku od wygranej. Wynosił 4 na 6. W grupie kontrolnej wynosił 3,8.

Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Na pocieszenie działa to również w drugą stronę – myślimy, że będziemy rozpaczać po rozstaniu lub stracie pracy, a tak naprawdę całkiem szybko mózg decyduje, że nie będzie się tym już zajmował. Szkoda, że nie możemy nad tym panować, ani że nie zdajemy sobie zazwyczaj sprawy z tych mechanizmów.

Mózg to leniwy gnojek 😉 . Jak może, to chwyci się czegokolwiek, pomyśli na skróty, bylebyśmy się od niego odczepili. Podpowiada coś, co uważa za najlepszą opcję, tak jak automatyczna odpowiedź na dziecięcą zagadkę, „co pije krowa? Mleko.” Przez to wkładamy czas i energię w niezbyt dobre ocenianie samych siebie, w dążenie do nieprzemyślanych zmian. Jak nad tym zapanować? Szczęśliwie, panujemy jednak nad 40% tego, co się dzieje (reszta w 50% przypada predyspozycjom pesymistycznym bądź optymistycznym, a tylko 10% wydarzeniom losowym).

Co robić i do czego dążyć w kolejnych odcinkach tej naukowej przygody!

Czy jesteś robotem? – kompetencje przyszłości odcinek 3 – inteligencja emocjonalna

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji i kreatywności.

Internet, który nie jest według całej mojej wiedzy człowiekiem, często pytam mnie, czy jestem robotem. Czasem muszę to udowodnić, wybierając zdjęcia znaków drogowych albo stawiając króliczka na nóżkach, a czasem wystarczy, że kliknę opcję „nie”. Zawsze odczuwam wtedy niepokój. Czy tylko to kliknięcie ma decydować o moim człowieczeństwie? Czy mogę w takiej sytuacji podjąć decyzję, że jednak JESTEM robotem? Różnica nie może być przecież aż tak NIEISTOTNA. Oczywiście hiperbolizuję (trudne słowo), jako wstęp do tekstu o kolejnej umiejętności kluczowej, która nie podlega automatyzacji i daje sporo szans na przyszłość na rynku pracy – inteligencji emocjonalnej. Na dzień dzisiejszy nie posiadają jej ani roboty, ani internet 😉

natalia florek portret spokój komptencje przyszłości inteligencja emocjonalna personal branding marka osobista rozwój osobisty
Ja starająca się wyglądać na osobę o wysokiej inteligencji emocjonlanej. Fot. Julia Malinowska

Inteligencja emocjonalna to umiejętność rozpoznawania emocji u siebie i innych, radzenia sobie z nimi (lub „zarządzania nimi” ale „zarządzanie emocjami” jest na mój gust jednak zbyt robotyczne) i wykorzystywania ich w procesie podejmowania decyzji. Cechuje się też nastawieniem na rozpoznanie i zaspokojenie potrzeb ludzi i tu szybcikiem wchodzi monetyzacja tej umiejętności – jeśli wiesz jaką potrzebę trzeba zaspokoić, to pewnie będzie można na tym zarobić. Dodatkowo w bigosie z przedsiębiorczością, kreatywnością i krytycznym myśleniem daje idealny miks na stawienie czoła hiper-elastycznemu rynkowi pracy i niestabilności zatrudnienia. Już teraz określa się to meta-kompetencjami, czyli takimi, które pozwolą łatwo funkcjonować w środowisku rozproszonym geograficznie i gatunkowo (z braku lepszego słowa na współpracę ludzi i – you guessed it – robotów).

Temat inteligencji emocjonalnej nie jest niczym nowym i można ją sobie zmierzyć na prawo i lewo w darmowych testach online*. Na przykład tutaj możesz się całkiem szybko dowiedzieć jak wypadasz co do średniej w 15 różnych aspektach. I może Ci wyjdzie, że z innych ludzi to czytasz jak z elementarza, ale już własne emocje jak przez mgłę. Albo że kompletnie nie czaisz sytuacji społecznych i wychodzi w najlepszej sytuacji niezręcznie, a w standardowej creepolsko lub stalkersko. Co więc robić?

natalia florek portret książki komptencje przyszłości inteligencja emocjonalna personal branding marka osobista rozwój osobisty
Część mojego uniwersalnego arsenału do budowania inteligencji emocjonalnej.

Czytać – jak najwięcej, najlepiej książek. Oprócz tego, że czytanie to absolutnie najlepsza forma rozrywki EVER, to jeszcze dodatkowo działa wyobraźnia, przeżywamy w głowie historie, do których normalnie nie mielibyśmy dostępu. Mamy moment na refleksję co sami byśmy w danej sytuacji zrobili. Poszerza horyzonty, zmienia nastawienie, zachęca do dyskusji. Buduje zasób słów, którym potem możemy odnieść się do innego człowieka i/lub do własnych emocji.

Istnieje szkoła, że nie należy czytać dla przyjemności, że jeżeli już chcemy na to poświęcić czas, to lepiej żeby to było coś branżowego albo, ostatecznie, po angielsku czy w innym obcym języku. WTF. Od tej chwili każda książka jest branżowa, bo rozwija super istotną metakompetencję. Jak nie wiesz co czytać, chętnie Ci coś podrzucę. A jeżeli czujesz się mocna/y (w czytaniu lub w inteligencji emocjonalnej) i nie masz jeszcze nic tej autorki na koncie, to polecam Yanagiharę. A kto czytał, ten wie 😉 .

Słuchać – siebie i innych. Siebie, bo często odbieramy sobie prawo do emocji: nie można się złościć, bo lipa i co ludzie powiedzą, ani cieszyć bo lipa i co ludzie powiedzą 😉 Chłopaki nie płaczą, złość urodzie szkodzi – niezależnie od płci od małego jesteśmy formowani by odcinać się od „negatywnych” emocji, ale przecież samochwała w kącie stała, więc za dobrze ze sobą też nie można się czuć.

natalia florek portret schody barcelona komptencje przyszłości inteligencja emocjonalna personal branding marka osobista rozwój osobisty
Graficzne przedstawienie drogi po różnych emocjach do samorozwoju. Koloryzowane. 😉

Innych, bo jakoś tak z automatu zakładamy, że wiemy o co im chodzi albo wręcz co powinni myśleć i czuć. Jednak – mimo że daleko mi do ekspertki – wydaje się skuteczniejsze i szybsze otrzymanie informacji od zainteresowanej/nego niż własne domyślanie się o co może cho. To banał i klisza, ale słuchanie innych serio ułatwia też kontakty w pracy.

Rozmawiać – w tej kolejności – po słuchaniu i czytaniu. Trochę się otrzaskasz w temacie, posłuchasz innych, bo bez tego nigdy nie nastawisz sobie odpowiednich częstotliwości i jazda. Na początku jest trochę dziwnie, pierwszy raz od 24 lat używasz takich słów jak „wzruszona” czy „zawstydzony”, ale trening czyni mistrza i niedługo niestraszna Ci żadna trudna rozmowa.

Jeżeli nadal to dla Ciebie zbyt wysoki poziom abstrakcji warto rozważyć pomoc z zewnątrz – grupę wsparcia, psychologa, terapeutę albo bardzo cierpliwą bandę przyjaciół. Oprócz tego, że kontakt z własnymi emocjami jest zdrowy, zyskujesz też narzędzia do skutecznej komunikacji, do rozwiązywania problemów i… do nie bycia robotem!

*Lubisz testy? Był o nich cały post!