Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji i kreatywności.
Internet, który nie jest według całej mojej wiedzy człowiekiem, często pytam mnie, czy jestem robotem. Czasem muszę to udowodnić, wybierając zdjęcia znaków drogowych albo stawiając króliczka na nóżkach, a czasem wystarczy, że kliknę opcję „nie”. Zawsze odczuwam wtedy niepokój. Czy tylko to kliknięcie ma decydować o moim człowieczeństwie? Czy mogę w takiej sytuacji podjąć decyzję, że jednak JESTEM robotem? Różnica nie może być przecież aż tak NIEISTOTNA. Oczywiście hiperbolizuję (trudne słowo), jako wstęp do tekstu o kolejnej umiejętności kluczowej, która nie podlega automatyzacji i daje sporo szans na przyszłość na rynku pracy – inteligencji emocjonalnej. Na dzień dzisiejszy nie posiadają jej ani roboty, ani internet 😉
Inteligencja emocjonalna to umiejętność rozpoznawania emocji u siebie i innych, radzenia sobie z nimi (lub „zarządzania nimi” ale „zarządzanie emocjami” jest na mój gust jednak zbyt robotyczne) i wykorzystywania ich w procesie podejmowania decyzji. Cechuje się też nastawieniem na rozpoznanie i zaspokojenie potrzeb ludzi i tu szybcikiem wchodzi monetyzacja tej umiejętności – jeśli wiesz jaką potrzebę trzeba zaspokoić, to pewnie będzie można na tym zarobić. Dodatkowo w bigosie z przedsiębiorczością, kreatywnością i krytycznym myśleniem daje idealny miks na stawienie czoła hiper-elastycznemu rynkowi pracy i niestabilności zatrudnienia. Już teraz określa się to meta-kompetencjami, czyli takimi, które pozwolą łatwo funkcjonować w środowisku rozproszonym geograficznie i gatunkowo (z braku lepszego słowa na współpracę ludzi i – you guessed it – robotów).
Temat inteligencji emocjonalnej nie jest niczym nowym i można ją sobie zmierzyć na prawo i lewo w darmowych testach online*. Na przykład tutaj możesz się całkiem szybko dowiedzieć jak wypadasz co do średniej w 15 różnych aspektach. I może Ci wyjdzie, że z innych ludzi to czytasz jak z elementarza, ale już własne emocje jak przez mgłę. Albo że kompletnie nie czaisz sytuacji społecznych i wychodzi w najlepszej sytuacji niezręcznie, a w standardowej creepolsko lub stalkersko. Co więc robić?
Czytać – jak najwięcej, najlepiej książek. Oprócz tego, że czytanie to absolutnie najlepsza forma rozrywki EVER, to jeszcze dodatkowo działa wyobraźnia, przeżywamy w głowie historie, do których normalnie nie mielibyśmy dostępu. Mamy moment na refleksję co sami byśmy w danej sytuacji zrobili. Poszerza horyzonty, zmienia nastawienie, zachęca do dyskusji. Buduje zasób słów, którym potem możemy odnieść się do innego człowieka i/lub do własnych emocji.
Istnieje szkoła, że nie należy czytać dla przyjemności, że jeżeli już chcemy na to poświęcić czas, to lepiej żeby to było coś branżowego albo, ostatecznie, po angielsku czy w innym obcym języku. WTF. Od tej chwili każda książka jest branżowa, bo rozwija super istotną metakompetencję. Jak nie wiesz co czytać, chętnie Ci coś podrzucę. A jeżeli czujesz się mocna/y (w czytaniu lub w inteligencji emocjonalnej) i nie masz jeszcze nic tej autorki na koncie, to polecam Yanagiharę. A kto czytał, ten wie 😉 .
Słuchać – siebie i innych. Siebie, bo często odbieramy sobie prawo do emocji: nie można się złościć, bo lipa i co ludzie powiedzą, ani cieszyć bo lipa i co ludzie powiedzą 😉 Chłopaki nie płaczą, złość urodzie szkodzi – niezależnie od płci od małego jesteśmy formowani by odcinać się od „negatywnych” emocji, ale przecież samochwała w kącie stała, więc za dobrze ze sobą też nie można się czuć.
Innych, bo jakoś tak z automatu zakładamy, że wiemy o co im chodzi albo wręcz co powinni myśleć i czuć. Jednak – mimo że daleko mi do ekspertki – wydaje się skuteczniejsze i szybsze otrzymanie informacji od zainteresowanej/nego niż własne domyślanie się o co może cho. To banał i klisza, ale słuchanie innych serio ułatwia też kontakty w pracy.
Rozmawiać – w tej kolejności – po słuchaniu i czytaniu. Trochę się otrzaskasz w temacie, posłuchasz innych, bo bez tego nigdy nie nastawisz sobie odpowiednich częstotliwości i jazda. Na początku jest trochę dziwnie, pierwszy raz od 24 lat używasz takich słów jak „wzruszona” czy „zawstydzony”, ale trening czyni mistrza i niedługo niestraszna Ci żadna trudna rozmowa.
Jeżeli nadal to dla Ciebie zbyt wysoki poziom abstrakcji warto rozważyć pomoc z zewnątrz – grupę wsparcia, psychologa, terapeutę albo bardzo cierpliwą bandę przyjaciół. Oprócz tego, że kontakt z własnymi emocjami jest zdrowy, zyskujesz też narzędzia do skutecznej komunikacji, do rozwiązywania problemów i… do nie bycia robotem!
*Lubisz testy? Był o nich cały post!