Zapowiadając cykl o kompetencjach przyszłości nie podjęłam jeszcze decyzji, jaki kształt będzie miała ostateczna lista, ile czeka nas odcinków (a może sezonów?!), do tego w między czasie zaczęłam czytać „21 lekcji na XXIw” Harairego, które czyta się jak lepszy odcinek Black Mirror, i w ogóle wtedy zawirował świat tysiącem barw. Mam wrażenie, że piszę to o kilka lat za późno, ale mimo wszystko warto nadrobić. Dla formalności: posiłkuję się raportem World Economic Forum i zestawieniem McKinsey, a na pierwszy ogień idzie niepozorna, acz niezbędna KOMUNIKACJA. Szybko, bo zaraz zostaniemy w tyle!
Q: Dlaczego komunikacja jest kompetencją przyszłości?
A: Kompetencjami przyszłości nie są wszystkie umiejętności, które da się zautomatyzować. A ponieważ na komunikację – w uproszczeniu przekazywanie myśli w sposób werbalny lub pisemny, zazwyczaj w konkretnym celu (chociaż każdy z nas zna kogoś, kto dokładnie zaprzecza tej regule, but I digress 😉 ) – składa się mnóstwo czynników, których zautomatyzować się na razie nie da, rozwijanie tej kompetencji jest jak najbardziej w cenie.
Q: Jaka komunikacja to ta „przyszłościowa”?
A: Skuteczna – czyli taka, która doprowadzi do tego, że odbiorca dostanie dokładnie taką informację, o jaką nam chodziło, a w efekcie podejmie odpowiednie działania.
Przykłady nieskutecznej komunikacji będą przewijać się przez ten post. Poniżej sytuacja, w której odbiorca (ŁKS) nie otrzymał lub nie zrozumiał przekazywanej informacji 😉
Q: Wszystko świetnie – ale co robić by komunikacja była skuteczna?
A: Nie być jak ŁKS. Ha ha, boki zrywać. A tak poważnie: każda informacja ma 5 kroków:
co chcę powiedzieć? -> co mówię? -> co ktoś słyszy? -> co rozumie? -> co zapamiętuje?
Tym samym, przy przekazywaniu ważnych informacji (albo w sumie jakichkolwiek, które mają przynieść oczekiwany efekt) warto zrobić sobie check-ponity:
- ustalić cel (np. pojawienie się w domu majonezu) i trzymać się go przy formułowaniu wypowiedzi (np. kup proszę majonez),
- zadbać o czas i miejsce przekazania informacji („kup proszę majonez” w momencie ustalania listy zakupów będzie miało większe szanse na powodzenie niż „kup proszę majonez” powiedziane na dobranoc
- sprawdzić, czy informacja została zrozumiana (tu przykład z majonezem wyraźnie się wyczerpuje, ale załóżmy, że jakoś go naciągnę na potrzebę ćwiczenia. Kiedy powiesz np. „zjadłabym/zjadłbym jajka z majonezem” nie jest to wyraźny komunikat zachęcający do zakupu, więc warto się upewnić przed wyjściem oddelegowanej do sklepu osoby, czy: „masz na liście majonez?”. Przy bardziej skomplikowanych problemach warto również zostawić miejsce na pytania drugiej strony.
- sprawdzić, czy informacja została zaakceptowana (może ktoś bardzo nienawidzi majonezu?).
Q: Jaką formę komunikacji wybrać?
A: Słuchają osoby zmotywowane (zainteresowane), rozumiejące o czy mówisz (nie zalewaj ich szczegółami), dające radę przetwarzać to na bieżąco (skojarzenia, związki, kontekst) i odczuwające lub widzące Twoje emocje. Warto też mieć przychylność słuchaczy.
Osobiście stosuję metody, które wywodzą się z NVC (Porozumienia Bez Przemocy) i innych nurtów, w których szacunek dla rozmówcy jest podstawą. Jeżeli chcesz, mogę Ci o kilku opowiedzieć, a tymczasem kolejny z życia wzięty przykład nieefektywnej komunikacji. Odbiorca (autor napisu), mimo najszczerszych chęci (to czuć!) odczuwa frustrację, gdyż sposób przekazania informacji był w jego ocenie nieefektywny i otrzymał zbyt wiele szczegółów. Nie da się ukryć, że nie zachowuje jednak szacunku dla rozmówcy.
Q: Piękny przykład. To jakie to metody?
(prawda, że to niesamowicie śmieszne, że przeprowadzam wywiad z samą sobą w poście o komunikacji?! Get it?!)
A: Przygotowałam je w zmyślnej infografice do pobrania tutaj, można sobie powiesić nad korpo-biurkiem albo afirmować się w domu. Moje top 3 (a więcej w pliku) to:
- Język osobisty – skuteczność sprawdzona i potwierdzona. Każdy z nas wypowiada się we własnym imieniu i tak też powinien swoje wypowiedzi formułować. Będziecie zaskoczeni o ile dalej zaprowadzi Was „chciałabym/chciałbym byś [coś zrobił/a]” od „zrób to!”.
- HALT – czerwone światło by jednak w tym momencie nie mówić NIC. Jeżeli jesteś H(ungry – głodna/ny), A(ngry – zła/y), L(onely – samotna/y) lub T(ired – zmęczona/y) to zamilknij, zrób sobie kakao i wróć do tematu kiedy te uczucia miną (z autopsji wiem, że decyzje podejmowane w którymkolwiek z wymienionych stanów też raczej nie należą do wybitnych. Just sayin’).
- Zgoda na nie. Jeżeli serio będziecie mieć w sobie zgodę na to, że ktoś Wam odmówi, otwierają się piękne, szerokie drzwi do dyskusji i szukania nowych rozwiązań, argumentacji i kreatywności CZYLI kolejnych kompetencji przyszłości, o których więcej już niedługo!
Na zakończenie wspomnienie z weekendu, kiedy to Pani z lodziarni w Mikołajkach szukała skutecznego sposobu zakomunikowania pewnej rzeczy. Wybrała taki, a ja to szanuję.
2 odpowiedzi na “Mów do mnie jeszcze – komunikacja jako kompetencja przyszłości (Odcinek 1)”