fbpx

Nawyki szczęśliwego człowieka

Marzec był miesiącem, w którym namawiałam do mówienia o sobie dobrze, do wyćwiczenia umiejętności wykrywania swoich mocnych stron, by później zabłysnąć na rozmowie kwalifikacyjnej. Natomiast cały cykl o szczęściu* był o tym, jak ważne jest dbanie o swój dobrostan w odpowiedni sposób, więc idealnie się składa: na koniec marca i na koniec cyklu, a także na Wielkanoc, która przecież symbolizuje odrodzenie – zamknięcie w postaci podsumowania rzeczy, które podnoszą nasze poziom szczęścia i samoocena. Zachęcam do wdrożenia, a jak już zastosujecie je wszystkie przez jakiś czas, do porównania swojego poziomu szczęścia przed i po (ten test linkowałam na początku cyklu – warto sprawdzić znów! 🙂 ).

*Cykl jest inspirowany wspaniałym, naukowym szkoleniem o szczęściu – The Sceince of Well-being uniwersytetu Yale i tym, że równowaga pomiędzy życiem osobistym i pracą oraz ogólne zadowolenie z życia jest kluczowe w byciu efektywnym pracownikiem. Przeczytaj część 1, 2, 3, 4 i bonus tu.

co daje szczęście natalia florek doradztwo zawodowe personal branding work life balance

Sednem osiągnięcia szczęścia jest zrozumienie na co kłaść nacisk z rzeczy, których wiemy, że chcemy oraz uświadomienie sobie czego powinniśmy chcieć, a jeszcze tego nie wiemy. Jedziemy z tym:

Co powinno się czuć w pracy

„Dobra” praca to często top na liście, szczególnie w mojej linii zawodowej 😉 Należy sobie jednak zdać sprawę, że to nie taka, która daje nam pieniądze, prestiż i stanowiska, a taka, która najlepiej wykorzysta nasze mocne strony. Seligman udowodnił, że wykorzystując je w swojej codziennej pracy i starając się je implementować w nowy sposób (w jego badaniu robiono to przez tydzień), nasz poziom satysfakcji życiowej jest wyższy nawet do pół roku później, gdybyśmy tego nie robili! Lubić swoje zajęcia, robić to bez wysiłku i jeszcze mieć długoterminowy boost w samoocenie i dobrostanie? I’m in. Jeżeli nie wiesz jakie są Twoje mocne strony, zacznij tu.

Kolejnym poziomem wtajemniczenia jest tzw. flow, czyli szukanie zajęcia, które sprawia, że jesteśmy tak w nie zaangażowani, że nawet nie widzimy upływu czasu. Są dla nas wyzwaniem, ale osiągalnym, a nie demotywującym. Po nich czujemy gigantyczną satysfakcję, połączoną ze zdziwieniem, że na przykład nie jedliśmy od wielu godzin. Jak to znaleźć? Wybierać zajęcia i czynności, które wymagają od Ciebie wysokich umiejętności i wysokich kwalifikacji – to połączenie, które idealnie nas testuje i daje najwięcej satysfakcji. Z założenia wybieramy rzeczy o niskich wymaganiach (np. Netflixa) i z automatu wpędzamy się w gorsze samopoczucie.

Na koniec, nie powinniśmy oczekiwać nagrody. Motywacja wewnętrzna (robienie czegoś, bo jest fajne i to lubimy) powinno być kluczem Twoich zawodowych działań. Nagrody, jak udowodniono już wielokrotnie, zabijają naturalną radość płynąca z nauki czy wyzwania, a tym samym w efekcie obniżają poziom szczęścia. Osoby z tzw. growth mindset, czyli nastawione na fakt rozwijania wiedzy dla samego faktu posiadania jej, wypadają „na skali szczęścia” znacznie lepiej niż te, które oczekują nagrody bądź wierzą, że inteligencja czy zdolności to kwestia predyspozycji genetycznych.

samopoczucie dobre natalia florek personal branding doradztwo zawodowe work life balance

Sekretny sos szczęścia

A teraz 5 rzeczy, które odmienią Twoje życie, a nawet nie zdawałaś/łeś sobie dotychczas z tego sprawy:

Bycie dobrym i miłym – tak, słyszysz, że po trupach do celu, że cel uświęca środki i wiele innych tego typu tekstów. Że niegrzeczne dziewczynki idą tam gdzie chcą. No, więc: nie. To znaczy nie, jeżeli dochodzisz do swojego celu nie szanując innych, lub wręcz nie zwracając na nich uwagi. Bycie uprzejmym i robienie dobrych rzeczy w znacznym stopniu podnosi nasz poziom szczęścia. Udowodniono, że sam fakt wspominania tego, że zrobiliśmy coś dobrego, sprawia, że czujemy się ze sobą lepiej. Sonya Lyubomirsky zachęca by kumulować jak najwięcej dobrych uczynków (serio, używam zwrotów, które ostatnio słyszałam jako dziecko, dlaczego o tym zapominamy jako dorośli?!) by podbic radośc jeszcze bardziej. Dunn i Norton natomiast sprawdzili czy lepiej się czujemy jak wydajemy hajs na siebie czy na innych – badani byli pewni, że będzie lepiej gdy wydadzą je na siebie, ale jak już pisałam we wcześniejszych odcinkach – nasz mózg zupełnie nie wie JAK myślec.

Interakcje – znowu coś kontra-intuicyjnego, bo przecież są nawet specjalne wagony ciszy w Pendolino, a ja tu będę o wchodzeniu w interakcje. Ale tak – nawiązywanie nici porozumienia, zagadywanie, a także, a może przede wszystkim, tworzenie więzi społecznych przynosi same korzyści. Osoby, które mają trwałe i mocne relacje: mają mniejsze prawdopodobieństwo przedwczesnej śmierci, większe szanse na wyzdrowienie z ciężkiej choroby i mniejsze szanse na poważne konsekwencje psychiczne po traumatycznym przeżyciu. To już są rzeczy na meta poziomie, o które warto walczyć.
Ale nie tylko dbanie o przyjaciół i rodzinę pomaga – serio wystarczy np. zagadać sprzedawcę w sklepie i też będą efekty. Nick Epley udowodnił, wbrew wszystkiemu co mi się wydawało prawdziwe, że nie dość, że osoba, która zagaduje randomowo ludzi czuje się potem lepiej, to jeszcze na dodatek ta zagadywana osoba też! Win-win. Więc dbaj o przyjaciół i zagaduj obcych! 🙂

Czas dla siebie – czas jest zasobem, którego nie da się zautomatyzować, nie da się też go pomnożyć. Dlatego w równaniu czasu i pieniędzy, pieniądze zawsze powinny być dla Ciebie mniej wartościowe (a jeżeli jednak mimo wszystko u Ciebie pieniądze > czas, to miej świadomość, że Whillans i koledzy udowodnili, że będziesz prawie 5 razy mniej szczęśliwa/y). Zawsze znajduj więc czas na to, by robić coś, na co masz ochotę.

Skupienie – umiejętność kontrolowania swoich myśli w taki sposób, że nie „uciekają” to faktycznie niedoceniana rzecz. Sprawdzono, że nie myślimy o tym, co robimy przez prawie 50% czasu. To fajne, bo unikatowe dla ludzi w skali wszystkich gatunków na świecie, ale słabe pod tym względem, że jesteśmy dużo bardziej zadowoleni z życia kiedy jednak potrafimy zatrzymać się na tu i teraz. Sposoby na to są łatwe i bardzo modne: medytacja i mindfulness.

Zdrowie – tu nie będzie nic nadzwyczajnego, ale udowodniono, że trzeba o siebie dbać. Więc śpij i cwicz, a będzie git!

Czyli teraz, gdy będzie Ci smutno, zamiast Netflixa rozwiąż sudoku. Zamiast zakupów idź pobiegać. Zamiast natłoku myśli – pomedytuj. I tak, zagaduję ludzi w sklepach, chociaż nie sądziłam, że kiedykolwiek się przemogę.

medytacja mindfullness personal branding doradztwo zawodowe natalia florek


Start-up czyli sport ekstremalny własnego biznesu

Lubię przypominać, że można inaczej, na przykład pisząc o gig economy oraz o tym, co może się dziać szybciej niż myślisz. Dlatego dziś, w obliczu właśnie ogłoszonego kolejnego lockdownu i niechybnego obłędu z tym związanego, proponuję rozwiązanie dla lekko szalonych: własny start-up.

start-up natalia flroek personal branding doradztwo zawodowe jak założyc startup
Koncepcja wydaje się prosta.

Szybka check-lista start-upowca

Niech zgadnę: widzisz siebie na hamaku w Ubud, słomka w kokosie, poklikasz sobie z 15 minut na macu między sesjami medytacji, a w tym czasie Twoje konto urośnie o kilka milionów. Albo nie! Widzisz raczej niepewnego siebie gościa w polarze (lub w normcorowej bluzie z kapturem jeżeli wolisz wersję rodem z US and A), który ma problem z patrzeniem w oczy, ale ma też masę świetnych, ratujących świat pomysłów. Myślę, że za te stereotypy podziękujemy Silicon Valley i Elonowi Muskowi. A może jednak sprzedajesz stary kożuch przez Vinted, dostawca Ubera przywozi Ci ramen i wcale przy tym nie myślisz, że stoi za tym człowiek?

Stoi. I zanim dojdzie do poziomu znanego nam z nagłówków portali, czeka go/ją bardzo długa (i dość dobrze zdefiniowana, mająca własny język i subkulturę) droga.

Krok pierwszy: na początku był pomysł. Ale nie byle jaki. Pomysł, który rozwiązuje bardzo konkretny, powszechny problem. Tak jak hulajnogi elektryczne idealnie sprawdzają się w pandemii dla ludzi, którzy nie chcą jeździć transportem miejskim. Ale ale! Pomysł to nie wszystko, ten pomysł musi być skalowalny – czyli w wygodny sposób rozwiązujący ten problem dla bardzo wielu, a najlepiej wszystkich, którzy go posiadają. Stąd hulajnóg jest siec połączona aplikacją i możesz je zostawiać gdzie chcesz (tylko, błagam, nie na środku chodnika!).

Masz taki pomysł? Gratuluję. Nikogo to nie obchodzi.

Krok drugi: walidacja. Póki nie udowodnisz, że serio wiele ludzi ma ten problem i że serio aktualny sposób radzenia sobie z nim jest gorszy od Twojego, a najlepiej pokażesz, że hajs się zgadza (albo realne perspektywy, że będzie się zgadzał) to inwestorzy nie będą chcieli za bardzo z Tobą rozmawiać. A każdy start-up, nawet Google, poszedł kiedyś po kasę by móc skalować tak jak sobie wymarzył. Jak to zrobić? Zbadać rynek, dzwonić po potencjalnych klientach, pisać artykuły, promować się, dołączyć do akceleratora… and the list goes on. To druga odznaka start-upowego harcerza: znalezienie odpowiedniego sposobu udowodnienia prawdziwości swojej koncepcji.

Krok trzeci: nie wiem, mój start-up nie przebrnął przez krok drugi i na razie odłożyliśmy go na półkę 😉 A tak poważnie, krok trzeci to ciężka praca. Zanim będzie ten hamak, McLaren i komisje śledcze, przygotuj się na brak życia. Zazwyczaj start-up jest projektem na boku, który zaczyna pożerać coraz więcej Twojego czasu, ale ponieważ w niego wierzysz (i czekająca gratyfikacja też wydaje się być tego warta) robisz, robisz i robisz. Mówi się, że start-upowiec musi być trochę obłąkany i tak, teraz bardzo przydaje się ta cecha. Słyszałam też definicję, że jest się gotowym poświęcić niewyobrażalne ilości czasu i zaangażowania na projekt o bardzo niskiej szansie sukcesu, wierząc, że gdy ten sukces nastąpi, będzie spektakularny. Pięknie ujęte jest to tutaj.

think outside the box natalia florek personal branding doradztwo zawodowe
Klisza i frazes, ale jednak motto każdego start-upowca!

A potem kolejne rundy finansowania, kolejni użytkownicy i Twoja strategia wyjścia, czyli to co zrobisz i kiedy gdy sukces nadejdzie.

Myślisz, że to coś dla Ciebie? Nie? To zawsze warto przytoczyć historię powstania YouTube’a. Myślę, że kojarzysz ten (start-upowy!) portal, który teraz wydaje się najbardziej oczywistą rzeczą na świecie :P. Jednym z bodźców stworzenia była słynna afera „nipplegate” kiedy to Justin Timberlake przez przypadek obnażył sutek Janet Jackson podczas występu na Super Bowl. (Przyszli) Twórcy YouTube’a bardzo chcieli to zobaczyć, ale nigdzie nie mogli dokopać się do filmiku z tego wydarzenia. I… BOOM! Dlatego z pełną powagą mówię, że każdy może być start-upowcem, jeżeli tylko motywacja jest odpowiednia. Wiec wiesz, może będziesz jednorożcem?

Kiedy będziesz sukcesem rekrutacyjnym?

Zastanawiałaś / łeś się kiedyś nad tym? Dla Ciebie sukcesem rekrutacyjnym pewnie będzie to, że dostaniesz pracę na której Ci zależy i koniec. Nie sądzę, byś zastanawiał/a się nad tym co zdecydowało o wyborze właśnie Ciebie – wiadomo przecież: Twoje doświadczenie, umiejętności oraz czarujący sposób bycia 😉 No więc, nie. Nie do końca.

Jako wierni czytelnicy tego bloga 😉 wiecie już, że:

  • na rozmowę kwalifikacyjną trafiają ludzie o podobnych (podobnie wysokich!) kwalifikacjach i doświadczeniu
  • rozmowa kwalifikacyjna ma na celu głównie sprawdzenie tego jak myślisz i działasz, a nie co potrafisz (jeśli chcesz dowiedzieć się w jaki sposób: sprawdź darmowy prezent)
  • mimo że głównie mówi osoba z HR-ów, Twoim celem powinna / powinien być szef/owa. To oni podejmą decyzję.
rozmowa kwalifikacyjna natalia florek personal branding sukces rekrutacyjny
Jaki znak dasz, że to właśnie Ty jesteś sukcesem rekrutacyjnym?

Jesteś więc sukcesem rekrutacyjnym jeśli:

  • Twój sposób bycia uzupełnia zespół zarówno w sposób jaki pracujesz i dzielisz się swoją wiedzą i doświadczeniem, ale także w taki sposób w jaki wchodzisz w interakcję
  • Ty i Twoi najbliżsi współpracownicy jesteście – uwaga, będzie bardzo naukowe stwierdzenie – z „jednej gliny”. Uzupełniacie się (patrz punkt pierwszy), ale w taki sposób, że żadne z Was nie musi udawać kogoś innego by dowieźć zadania do końca
  • Twój nowy szef / nowa szefowa szanuje Ciebie i Twoje umiejętności na tyle, że od pierwszego dnia jesteś wdrażana/y w konkretne, realne zagadnienia, bez konieczności udowadniania swojego autorytetu
  • Po 30 dniach wszyscy mają wrażenie, łącznie z Tobą, że pracujesz tam już od bardzo dawna

Tak, wygląda na to, że te zakulisowe aspekty, to coś czego nie masz jak się dowiedzieć przed rozmową, nie ma też za bardzo jak się przygotować. To trochę tak, że każdy do Wielkanocnej sałatki warzywnej dodaje trochę coś innego, ma inne proporcje majonezu i jogurtu, a Ty masz za zadanie donieść jeden, pasujący idealnie składnik. Trafisz albo nie. Sama świadomość, że to trochę tak działa już działa na Twoją korzyść.

work harder work smarter natalia florek personal branding rozmowa kwalifikacyjna sukces rekrutacyjny
A ja myślę, że work smarter!

Możesz też spróbować się dowiedzieć, czego dany manager lub managerka szuka. Trochę pisałam o tym tutaj. Może być tak, że nie do końca wpiszesz się w jego / jej dokładne wymagania, ale sam fakt, że się tym interesujesz pokazuje Twoją dużą świadomość, co faktycznie jest dla niej / jego ważne w tej rekrutacji.

Czy każdy manager zdaje sobie z tego sprawę? Ha! Oczywiście, że nie. Nadal, podobnie jak dla aplikujących, wielu z nich uważa, że kryteria formalne wystarczą. Ale, jeszcze raz – skoro jesteś na rozmowie kwalifikacyjnej, to znaczy, że najprawdopodobniej te wymagania już spełniasz. Sam/a możesz więc zadbać o odpowiednią chemię i bycie brakującym puzzlem.

Jeżeli jesteś tzw. hiring manager – a wiem, że zjawia się ich tutaj co najmniej kilkoro 😉 – zastanów się kogo brakuje w Twoim zespole. Z kim ta osoba będzie najbliżej współpracować? Jakie cechy powinna mieć, by Cię nie denerwował/a we współpracy i sprawiał/a, że nie będziesz kwestionować swojego autorytetu?

Warto też obejrzeć wszystkie te TED talki, dobrze posłuchać kogoś mądrego 😀

Dziś krótko, bo trzeba przygotować się do wywiadu dla Projekt Przyszłość. Mnie też możecie posłuchać! 😀

Miej to w czterech literach: SWOT WOOP i VUCA

Mój mąż i jego przyjaciel mają z okresu studiów wspólny żart, dotyczący ich edukacji. Twierdzą, że każdy z nich zapamiętał dwie rzeczy: pierwsza, to to, że statki stoją w niedziele na redzie, bo wpływanie do portu jest droższe. Drugiej zapomnieli. Nie będzie dziś o poziomie edukacji wyższej w Polsce, a tym bardziej nie będzie o mężu 🙂 Zastanawiałam się natomiast, że gdybym ja miała tak na szybko wskazać tę jedną rzecz, którą wyrecytowałabym przez sen to byłaby to analiza SWOT*. I o tym będzie dziś, a także o innych „czterech literach”, które przydadzą Ci się w przygotowaniach do zmiany pracy i budowaniu samooceny – wszak o tym miało być w marcu.

Jeszcze szybko zaproszę Cię do pobrania darmowego pdf-u, w którym jest „50 pytań, które może paść na Twojej rozmowie kwalifikacyjnej”. Na ile znasz odpowiedź? A wiesz DLACZEGO w ogóle są zadawane? To też pomoże Ci w budowaniu pewności siebie w procesie rekrutacyjnym.

SWOT

Serio, z tym SWOT-em bez żartów – przydało mi się nawet w kilku całkiem życiowych decyzjach, nie musi być od razu biznesowo. O co chodzi? O analizę aktualnego stanu rzeczy w oparciu o mocne (Strengths) i słabe (Weaknesses) strony oraz szanse (Opportunities) i zagrożenia (Threats). To dość stare i podstawowe narzędzie analizy ekonomicznej, używane na przykład w biznes planach. A ponieważ Twoje plany zmiany pracy są jak najbardziej Twoim biznesem, zastosuj ją do siebie. Podziel kartkę na krzyż i wypisz mocne i słabe strony – to ta łatwiejsza część. Bardzo dobrze, jeżeli mocnych stron jest więcej – o to chodzi.

Teraz szanse – to sprzyjające Ci warunki, ale nie takie, na które masz bezpośredni wpływ. Na przykład szansą teraz jest wzrost wszelkich usług dostarczanych bezpośrednio do domu. Podobnie z zagrożeniami – to hamulce, które dzieją się same: niestabilność branży turystycznej, postępująca automatyzacja sektora bankowego.

Dobrze zrobiony SWOT pokaże Ci wyraźnie na czym stoisz oraz przygotuje Cię na wiele potencjalnych pytań z rozmowy kwalifikacyjnej (patrz wspomniany .df 🙂 )

Analiza SWOT doradztwo zawodowe peronal branding Natalia Florek
Oto romantycznie przedstawiona analiza SWOT 😉

WOOP

Czasem lubię zakończyć zdaniem okrzykiem woot, woot! jak coś mnie bardzo ucieszy, ale tym razem chodzi o coś innego. Tak jak SWOT był ustaleniem szczegółowo Twojej sytuacji, WOOP będzie strategią dalszego działania.

WOOP jest metodologią ustalania sobie celów, ale pozbawiona jest magii i motywacji większości innych podobnych sposobów, mimo że całkiem romantycznie zakłada, że marzenia = cele. Jest natomiast naukowo potwierdzone (no, ba, nie będzie tu innych opcji!), że działanie w ten sposób podnosi skuteczność w realizacji celu, i to DWUKROTNIE.

W jest od wish, czyli tego co chcesz i o czym marzysz. Wypisz to pod swoim SWOT-em w kolumnie. Obok zastanów się nad O – outcome. Co się stanie gdy uda Ci się ten cel osiągnąć? Jaki jest najlepszy, możliwy scenariusz? Wypisuj! Ta część działa motywująco – powtarzasz sobie właściwie dlaczego to jest dla Ciebie ważne i dlaczego chcesz to zrobić. Dalej już nie będzie tak miło. Drugie O to obstacles czyli wszystkie przeszkody, które staną Ci na drodze w realizacji. (To jest ten moment, w którym każde z Was pewnie zanotuje „brak czasu”…). Uzmysłowienie sobie ich pozwala się na nie mentalnie przygotować. Co jeszcze nam to zapewni? P czyli plan. Najlepiej sformułowany w taki sposób: Jeżeli (tu wstaw jakąś przeszkodę) to (tu wstaw swój plan na jej pokonanie).

woot okrzyk kobieta siła doradztwo zawodowe personal branding natalia florek
Kobieta robiąca „woot!” ale może też zadowolona z osiągniętych celów?

VUCA

Zazwyczaj działa się od ogółu do szczegółu, ja tym razem największy ogół zostawiłam na koniec. VUCA opisuje zastaną sytuację i spokojnie mogę stwierdzić – i nie jestem w tym odosobniona – że od marca 2020 stan VUCA jest naszą normą. Myślę też, że należy przyjąć, że normą pozostanie już na zawsze: określenie „świat VUCA” zyskuje na popularności z dnia na dzień.

VUCA wzięło się z armii amerykańskiej i opisu sytuacji, w której wojsko (przynajmniej amerykańskie, które chyba tak lubi) znajduje się najczęściej: Volatility (zmienność), Uncertainty (niepewność), Complexity (złożoność) i Ambiguity (niejednoznaczność). W jednym zdaniu, na wojnie najwyraźniej nigdy do końca nie wiadomo o co chodzi, a my powinniśmy zawsze pamiętać, że jesteśmy na wojnie.

To niezbyt optymistyczne założenie, ale ta świadomość pozwala nam działać ostrożniej, z planem, na niepełnej ilości danych, ale i bez zaskoczeń. Zachęca do zgłębiania kompetencji przyszłości (znam dobry blog 😉 ) i zadbania o rozwój poprzez wzięcie sprawy w swoje ręce.

vuca doradztwo zawodowe personal branding natalia florek
A tu klimatyczne, ale trochę niepokojące VUCA 😉

*Wyrecytuję przez sen także pierwsze i trzecie prawo Newtona – i to po angielsku – bo tego wymagała od nas pani od fizyki w pierwszej klasie liceum. Naprawdę, wielokrotnie powtarzała „kiedy przyjdę i obudzę cię w nocy”. Nie polecam tego allegrowicza, choć wspominam z sentymentem 😉

Przebranżowienie bez straty rytmu Twojej ulubionej piosenki

Nie oszukujmy się, odpowiedź na pytanie „co ja mam robić ze swoim życiem” raczej nie nadchodzi w oczywisty sposób, a na pewno nie jest tak, że nagle jakiś neon zaczyna mrugać i świecić, że to jest właśnie TO. Są różne zwroty akcji – ekhm, na przykład globalna pandemia – które nawet tych przekonanych potrafią wbić na zupełnie inny tor. Jeżeli jesteś w sytuacji, w której czas na zmianę branży (holler gastro i turystyka) lub sam/a czujesz, że tam gdzie jesteś teraz, nie ma już nic: czas włączyć ulubioną piosenkę, rzucić się w wir tańca i bez straty rytmu znaleźć coś, co będzie dla Ciebie. Jak to zrobić?

Przebranżowienie Natalia Florek Personal Branding doradztwo zawodowe pies balon
Przebranżowienie czyli jak zrobić psa z balona

Raz dwa trzy

Oczywiście nie wiem, ale tę ścieżkę przechodzę z moimi klientami i klientkami podczas przebranżowienia i zazwyczaj w którymś momencie przychodzi olśnienie. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by samych siebie wciskać w jakaś szufladę i nadawanie etykiet. Uważamy też, że przy okazji opisywania swojego doświadczeń przywiązanie ich do branży jest konieczne. No więc nie, nie jest. Kilka szybkich kroków do olśnienia 😉

Krok 1

Weź kartkę i podziel ją na trzy kolumny. Pierwsza z nich będzie miała etykietę „uniwersalne”, druga „specyficzne”, a trzecie „szufladkujące”. I teraz, przemyśl dokładnie swoje doświadczenie zawodowe i każde z nich wpisz do jednej z kolumn. Na przykład pracujesz w sklepie zoologicznym i potrafisz obsługiwać kasę i terminal do płatności. Czy będziesz potrafić to robić TYLKO w sklepach zoologicznych – oczywiście nie. Czy ta umiejętności przyda Ci się wszędzie – nie. Taka umiejętność trafia więc do specyficznych – przydatnych w wielu miejscach, ale nie wszędzie. Do uniwersalnych wpiszesz to, co przyda się naprawdę w każdej pracy – u naszego pracownika sklepu zoo, nadajmy mu na potrzebę ćwiczenia imię Michał – będzie to obsługa klienta czy umiejętności komunikacyjne. Do szufladkujących trafi wiedza dotycząca nawyków żywieniowych zwierząt – ciekawa, ale przydatna tylko w wąskiej branży.

Krok 2

Zastanów się nad tym jakie zadania sprawiają Ci przyjemność albo do czego się „nadajesz”, za co chwalą Cię znajomi, w czym im z własnej woli doradzasz lub pomagasz. Jeżeli kompletnie tego nie wiesz, możesz sprawdzić w testach profilujących (był cały wpis na ten temat) oraz koniecznie śledź mój fanpage przez cały marzec – będzie głównie o tym ;). Michał (ten ze sklepu zoo) znany był z tego, że dobrze potrafił opisywać produkty, miał zacięcie do sprzedaży. Jest też techniczny.

Krok 3

Weź umiejętności uniwersalne z kroku nr 1 oraz to, co wyszło w kroku nr 2 i zastanów się jakie prace je łączą. Wygoogluj najważniejsze informacje, które dotyczą tego stanowiska, które sprawiło, że Twoje serce zabiło mocniej. Jakie są zarobki i czy Ci odpowiadają? Co trzeb umieć / wiedzieć i czy są opcje bo ogarnąć to szybko i tanio? Lub ile czasu i pieniędzy będzie Cię to kosztowało (doświadczenie mówi mi, że zazwyczaj niewiele – budujemy wszak na tym co już umiesz i lubisz robić)? Ile jest ogłoszeń na to stanowisko w Twojej okolicy? Kiedy otrzymasz odpowiedzi na te pytania i entuzjazm Ci nie zmaleje – działaj!

przebranżowienie pies lew natalia flroek personal branding doradztwo zawodowe
Można też spróbować przebranżowić psa na lwa, dużo zależy od jego determinacji 😉

Wzór na wytrwałość

Poprzednie akapity spełniają bardzo praktyczne warunki szybkiego przebranżowienia w coś, co daje nam radość. Nie jest to jednak zwrot o 180 stopni, a raczej korekta trasy, która szybko i bezboleśnie ma przynieść efekty. A co jeśli cały życie zawodowe jesteś księgową, a teraz chcesz być koszykarką? (To nie jest prawdziwy przykład, ale ma być dramatycznie 😉 ). Zanim przejdziemy do tego jak to zrobić, zadaj sobie pytanie czy warto? Co Cię pcha w tym kierunku? Na przykład – to już prawdziwe case study – malarkę-artystkę do przebranżowienia na programistkę pchały pieniądze no i nic z tego nie wyszło. Ale specjalistka administracji, która lubi zgiełk i kreatywna atmosferę sesji foto jest już całkiem daleko w drodze do zmiany pracy.

Szczerze wierzę, że jeżeli jest pasja to można osiągnąć bardzo wiele, ale bez przesady 😉 Kolejne pytanie, które musisz sobie zadać brzmi: ile czasu możesz poświęcić na swoje przebranżowienie i ile tego czasu masz. Stosunkowo szybciej na koszykarkę przebranżowi się całkiem wysportowana księgowa, która regularnie biega, a wieczorami ogląda NBA i zna zasady niż taka, której jedynym kontaktem ze światem sportu było oglądanie „Tańca z Gwiazdami” w 2014. Ale może ta druga jest na maksa zdeterminowana i jest w stanie poświęcić 30 godzin w tygodniu na treningi? Jakie będzie Twoje tempo i jaki jest poziom Twojej determinacji? To odpowiedź na pytania jak daleko jesteś od efektywnego przebranżowienia.

Kilka super łatwych sposobów na osiągnięcie szczęścia

Zawsze jak piszę post z tego cyklu* mam wątpliwości czy nie jest to zbyt odległe od mojego „core business”, lub jak kto woli, ja na pewno nie, korbiznesu. A potem, bardzo szybko wszystkie statystyki i badania naukowe przywołują mnie do porządku i wiem, że dbanie o swój dobrostan psychiczny jest podstawą bycia nie tylko dobrym pracownikiem, ale też sprawnego funkcjonowania w ogóle. Więc warto pisać.

*Cykl jest inspirowany wspaniałym, naukowym szkoleniem o szczęściu – The Sceince of Well-being uniwersytetu Yale i tym, że równowaga pomiędzy życiem osobistym i pracą oraz ogólne zadowolenie z życia jest kluczowe w byciu efektywnym pracownikiem. Przeczytaj część 1, 2, 3 i bonus tu.

Było już o tym co nie daje szczęścia i dlaczego nasz mózg mimo wszystko myśli, że tak jest. Dziś zmierzmy się więc z tym co robić, by nasz umysł jednak tak nie myślał.

Oto 3 łatwe strategie do opanowania własnego szczęścia. Potwierdzone przez – you guessed it – amerykańskich naukowców ;P

Co tak NAPRAWDĘ jest super?

Wiemy już, że nie są to pieniądze ani dobra materialne, kto zgłębił szkolenie wie też, że nie jest to „super wygląd”, „dobra praca” ani „szczęśliwy związek” – celowo w cudzysłowie, bo czy w ogóle da się to jakoś zdefiniować i określić? Więc co?

Oto strategia nr 1 – inwestuj w doświadczanie.

Koncert, wyjazd, wyjście do muzeum czy inne „spędzanie czasu” wygrywa z nową sukienką czy samochodem z wielu powodów. Po pierwsze, ma określony czas trwania i nie da się go dokładnie powtórzyć, więc się nie znudzi. Z tego samego powodu dają nam też możliwość wspominania i swoistego przeżycia jeszcze raz. Dają też punkty do relacji – inni ludzie chcą słuchać o tym „jak gdzieś było / czy jedzenie jest tak dobre, jak mówią / o przygodzie kiedy okazało się, że samolot odleciał bez Ciebie” . Ogólnie lepiej odbierają też osoby, które opowiadają o tego typu rzeczach niż o dobrach materialnych.

Wiemy też, że porównywanie jest szkodliwe dla naszego szczęścia, a doświadczenia porównuje się trudniej. Weźmy taki koncert Arctic Monkeys z Open’era z 2013 roku – niektórzy mówią, że był najlepszy z całego festiwalu. Możliwe, ale wtedy ja i mój serdeczny przyjaciel Adaś rozpracowaliśmy o jeden gin za dużo i wykorzystaliśmy wszystkie możliwości dawane nam przez silent disco (których nie ma znowu tak wiele), nie widząc ani sekundy koncertu. I też było super, jedno z moich ulubionych Openerowych wspomnień prawie 10 lat (i prawie tyle samo festiwali) później.

Czas na dowody naukowe, a nie jakieś opowieści o koncertach milion lat temu 😉 . Van Boven i Gilovich zapytali ludzi o coś na co wydali w ostatnim czasie więcej niż 100$ i określenie w skali od 1 do 10 ile dało im to radości (tym ludziom, nie naukowcom). Doświadczenia wypadają lepiej we wszystkich trzech kategoriach: zadowolenia (7,5 vs 6,6), zadowolenia po dłuższym czasie (6,4 vs 5,4) oraz poczucia dobrze wydanych pieniędzy (7,3 do 6,4). W innym badaniu udowodniono, że samo planowanie doświadczenia daje więcej satysfakcji niż planowanie zakupu czegoś materialnego!

Natalia Florek Personal Branding Doradztwo Zawodowe Szczęście well-being work-life balance mindfulness operner
Przeżyjmy to jeszcze raz – klasyczny, openerowy widok 😉

Zalety wybicia z rytmu

Jednym z głównych wrogów szczęścia była rutyna i przyzwyczajenie, więc logicznie wjeżdża tu

strategia nr 2 – doceń to co masz

Ale frazes, aż przewróciłam oczami. Ale tak jest! Szczególnie poleca się modne teraz mindfullness, poczucie głębokiego doświadczania danej rzeczy, smakowanie się w nim. Chodzi o to, by w momencie kiedy dzieje Ci się coś fajnego, zatrzymać się na chwilę i faktycznie to poczuć. Dzięki temu do mózgu bardziej dociera, że jest Ci dobrze i zapamiętuje to doświadczenie na dłużej i w większych szczegółach. Nazwano to, bardzo copywritersko, „Power intervention” – myśl o przyjemnym doświadczeniu przez 8 minut przez 3 dni, a będziesz bardziej poytywna/y nawet 4 tygodnie później!

Wiecie co jeszcze pozwala docenić to, co się ma i pasuje w kliszę tego akapitu? Wyobrażenie sobie, że mogłoby tak NIE być. Opisywanie sytuacji, w której Twoje losy toczą się gorzej od razu poprawiają humor! I – może ktoś już to przewidział, ale tak, nadchodzi – carpe diem. Co jeśli >>ta rzecz<< przytrafia mi się ostatni raz? To hasło: „pomyśl, że jesteś tu ostatni raz”, przyświecało nam zawsze gdy byłyśmy we wspólnej delegacji z Celiną, (którą serdecznie pozdrawiam!). Myślę, że dzięki temu obie zjadłyśmy i zobaczyłyśmy rzeczy, które inaczej by do nas nie trafiły. A, i był też ten raz, kiedy zupełnie randomowo piłyśmy szampana z szejkami naftowymi, ale to historia na innego bloga 😛

Trzecim sposób na docenienie tego co mamy jest wdzięczność. Jeżeli codziennie spiszesz 5 rzeczy, za które jesteś wdzięczna/y Twoja ogólna ocena samopoczucia wzrośnie. Szybko, zrób to ćwiczenie od razu! 3… 2… 1… A teraz, dla dodatkowego efektu, znajdź kogoś, z kim się nim podzielisz!

Natalia FLorek personal branding doradztwo zawodowe delegacja praca kariera szczęscie work-life balance szanghaj metro
Nie da się ukryć, że delegacje często wyglądały też tak, więc tym bardziej szacunek dla yolo z Celiną.

Reset świata

Kolejny raz wrócę do porównywania, bo tego dotyczy ostatni akapit tego przydługiego wpisu. Wiecie, że mózg porównuje losowo – po prostu wybiera dowolny punkt odniesienia, a jak się trochę zastanowi, to porównuje nas w górę, czyli zawsze niekorzystnie.

Na pomoc wkracza strategia nr 3 – wyzeruj punkty odniesienia

Czyli sam/a wybierz do czego się będziesz porównywać. Miej świadomość, że możesz porównywać się w dół albo wcale. Unikaj mediów społecznościowych. Używaj techniki stop – kiedy się złapiesz na porównywaniu po prostu powiedz sobie – uwaga, będzie skomplikowane – STOP. Twój mózg dostanie wtedy zimny prysznic, że znowu nie robi Ci przysługi i przestanie. To tak na szybko.

Okazuje się także, że jedzenie czekolady po kosteczce daje nam więcej radości niż cała tabliczka. Odcinek serialu robi lepiej niż nocny binge-watch. Rób przerwy w przyjemnościach, by docenić je bardziej. I zmieniaj, kombinuj, odczekuj przed kolejnym powtórzeniem czegoś co lubisz. Nie zamawiaj zawsze tej samej pizzy, mimo że jest Twoją ulubioną. Nie jeździj na każde wakacje w to samo miejsce.

Zobaczysz, że taki zresetowany świat przyniesie Ci samo dobro.

Czas ucieka – ujarzmij go! (to kompetencja przyszłości!)

Ten wpis jest kolejnym odcinkiem serii o kompetencjach przyszłości, czyli takich, które zwiększą szansę na stabilne miejsce pracy w rzeczywistości jutra. Dotychczas można było dowiedzieć się o co chodzi oraz o: komunikacji, kreatywności i inteligencji emocjonalnej.

Ostatnio widziałam mema, o tym, jak poczuć ile trwa minuta. Potrzebne do tego jest robienie planka czy czekanie na mikrofalówkę. W naszym przypadku ta rozmowa odbyła się podczas morsowania – tak, MORSUJĘ ;P – w jakiejś minusowej temperaturze na wietrze i w morzu. Było tak paskudnie, że na gdyńskim bulwarze nie było żadnych ludzi, więc fejm związany z wchodzeniem do wody też raczej umiarkowany. Mimo to, jak co tydzień, weszliśmy, ponarzekaliśmy, zgrabiały nam ręce i rozeszliśmy się do domów. Każde z nas, z sobie znanych powodów, znajduje na to czas w każdy sobotni poranek. I o tym będzie ten tekst – o zarządzaniu swoim czasem oraz o priorytetach (poprzetykany śródtytułami z pewnej piosenki, która może posłużyć za soundtrack do tego postu) .

Natalia Florek Personal Branding kompetencje przyszłości jak zarządzac czasem planner hakerki sukcesu
Planowanie zawodowe – korzystam teraz z super fachowej pomocy Marty Krasnodębskiej w ramach Hackerek Sukcesu by ułożyć swój biznes. Daje fajne plannery 🙂

Czas nie czeka na nas

Zarządzanie czasem to umiejętność pracowania mniej, jednocześnie uzyskując dobre, a nawet lepsze wyniki. To umiejętność delegowania zadań, w taki sposób, by maksymalizować efekt. To uniknięcie stresu i spędzanie życia na tym, co się umie i lubi. Kto zasnął lub przestał czytać przy „delegowanie zadań” i „maksymalizowanie efektów” – przepraszam za korporacyjne mambo-dżambo, zapewniam, że do tematu należy podejść globalnie, życiowo, a przy okazji stosowanie w pracy nie zaszkodzi.

Dlaczego zarządzanie czasem jest kompetencją przyszłości? Jak zawsze, odpowiedź jest ta sama, lub wynikająca z podobnych powodów – czasu nie da się „zautomatyzować” czy powielić. Tym samym ci, którzy w 24 godziny robią więcej, są potencjalnie lepszymi pracownikami rynku pracy przyszłości, który będzie wymagał szybkich reakcji i elastyczności – czyli cech, które mają dobrze zorganizowane osoby.

Wszystko ma swoje priorytety

Pracować mniej i mądrzej, brzmi super, ale jak to zrobić? I – co ważniejsze – jak podzielić swój czas sprawiedliwie na rzeczy, które musisz zrobić i na te, które chcesz? Poniżej kilka metod sprawdzanych w środowisku zawodowym przez naukowców. Ja, nieskromnie mówiąc, jestem najlepiej zorganizowaną osobą jaką znam i jaką Ty pewnie znasz, więc dodałam swoje trzy grosze 😉

>>>TU POBIERZ JESZCZE WIĘCEJ FAJNYCH METOD DO ZARZĄDZANIA CZASEM<<<

Stawianie celów

Trudno jest zarządzać swoim czasem, jeżeli nie wiemy do czego zmierzamy. Osobiście liczę na to, że po szczepieniu chip Billa Gatesa mi to trochę rozjaśni, ale na razie pozostaje samodzielne stawianie sobie celów 😉 Każdy już chyba wie, że cele muszą być SMART czyli szczegółowe (kupię sobie różowe buty zamiast „coś kupię”), mierzalne (będę biegać 3 razy w tygodniu zamiast „zacznę biegać”), ambitne (czyli wymagające trochę pracy), realne (ale jednak bez przesady) i terminowe (w marcu zamiast kiedyś lub ciszy przerwanej ćwierkaniem świerszczy).

Metoda macierzy priorytetów wg Eisenhowera:

Brzmi okropnie, wiem, ale to to samo co już dobrze znasz 🙂 Coś co musisz zrobić może być ważne (lub nie) i pilne (lub nie). Zachodzą więc cztery kombinacje tych cech. Jeżeli coś jest ważne i pilne, to znaczy, że masz pożar do ugaszenia i bez tego nie będziesz np. mieć gdzie mieszkać, wszyscy zginą albo jakiś inne, drastyczne konsekwencje. Odpowiedź na pytanie czy wykonywać brzmi – tak i to szybko. A jak możesz wezwać (kompetentne do tego zadania) posiłki, to wszystkie ręce na pokład!

Jeżeli zadanie jest ważne, ale nie jest pilne to znaczy, że są to tematy strategiczne, dążące do realizacji Twoich podstawowych celów. Jak już wiemy, stawianie celów to też umiejętność sama w sobie, więc jak już masz je dobrze postawione, to zadania z tej kategorii powinny być Twoimi głównymi, wykonywanymi raczej samodzielnie. Żeby nie było nieporozumień, to nie są tylko zadania związane z wykonaniem pracy. U mnie jak najbardziej mieści się tu Netflix z mężem jak i rzeczone morsowanie – traktuję to jako spotkanie towarzyskie, (których mi teraz ogromnie brakuje), trochę sport (który też trudno się obecnie uprawia) oraz dbanie o odporność i siłę woli.

Mało ważne i pilne? To zazwyczaj różne operacyjne zadania, które trzeba zrobić, ale konsekwencje nie będą dramatyczne, jeżeli się to nie wydarzy (najwyżej ktoś Cię upomni). Można oddelegować lub zautomatyzować. To wszelkie poboczne zajęcia, które muszą zostać wykonane, ale nie są kluczowe do Twojego spełnienia. Np. płacenie rachunków.

I teraz ulubiona kategoria wszystkich prokrastynatów – mało ważne i mało pilne, czyli „pożeracze czasu”. U mnie to scrollowanie Instagrama, niezależnie od tego, jak bardzo przekonuję samą siebie, że robię to „zawodowo” lub, że po prostu to lubię (nie lubię, ale nie mogę PRZESTAĆ 😛 ). Czy należy te zadania wykonywać? Oczywiście, że nie. Wiadomka, że nie jest jednak łatwo. Mój pro tip jest taki, żeby w swoim planie dnia zarezerwować trochę czasu właśnie na to. Tak, mój poziom planowania jest taki, że uwzględniam w nim np. 30min na marnowanie czasu. Wtedy mniej boli 😉

planner zarządzanie czasem natalia florek personal branding
Oldskulowy planner miesięczny. Nie ma w notesie, się nie wydarzy!

Planowanie wg zasady Parkinsona

Planowanie to tor działań doprowadzający nas do osiągnięcia celu oraz do odpowiedniego rozłożenia czasu na zadania ważne. Przydatne są wszelkie plannery, kalendarze, notesy. Ale jak zacząć? Warto umieć przewidzieć ile dana czynność zajmie nam czasu plus zawsze zakładać jakiś bufor. Gdzieś spotkałam się z zasadą, że 60% naszego dnia powinny zajmować czynności zaplanowane, 20% nieoczekiwane i 20% bufor. Fajna jest też zasada Parkinsona, który zauważył, że czynność będzie zajmowała tyle czasu ile jest nam dane. Jeżeli deadline jest za dwa tygodnie to zadanie będzie wykonywane dwa tygodnie (lub da sie je wykonać w jeden dzień, ale oczywiście ostatniego dnia). Od razu, z nostalgią, przypominają się studia 🙂

Na koniec taka anegdota. Jestem matka dwójki dzieci i tak siedzimy kiedyś, obrabiamy te dzieci, karmimy, wszystkie te dziwne rzeczy, które się robi z niemowlakami i kilkulatkami i zaczęłam się zastanawiać co ja robiłam z czasem, kiedy miałam tylko jedno dziecko. A potem, z jeszcze szerszymi oczami, zapytałam siebie co robiłam, gdy dzieci nie miałam wcale?! Wniosek jest taki, że czas zawsze się zapełni po brzegi, od nas zależy jakie te zadania będą mieć wartość.

System ATS – przyjaciel czy wróg

Usłyszałam, że straszę robotami. A to okropna nieprawda! Nie straszę, uprzejmie informuję o nadchodzącej coraz szybciej automatyzacji, podpierając się faktami, a nie jakimiś niskimi pobudkami grania na emocjach 😉 Rozmowy z moimi klientami sygnalizują, że znaczna cześć z Was słyszała o zautomatyzowanych systemach wspierających rekrutację, ale nie na tyle, by mieć jakąś bardzo zdefiniowaną opinię. Więc teraz wchodzę ja – cała na biało – i już tłumaczę (w duchu SEO): co to jest system ATS? jak obejść system automatycznej rekrutacji oraz czy należy się na niego denerwować czy jednak oswajać?

O idealnych i nieidealnych CV już pisałam, oprócz tego cały listopad zajęły mi audyty Waszych dokumentów, z których najważniejsze wnioski zebrałam w zapisanej relacji na Insta. Teraz czas na zgłębienie tego, co Was najbardziej martwi – oszukać robota, obejść system a może po prostu się z nim zaprzyjaźnić?

jak ominąc system ATS rekrutacyjny natalia florek personal branding
Dziś tłusty czwartek więc postanowiłam ten techniczny tekst urozmaicić obrazkami pączków 😉

ATS – co to i dla kogo

Aplicant Tracking System (System Śledzenia Aplikacji) to zautomatyzowane narzędzie, które pozwala w sposób szybki i – z założenia – bardziej efektywny wyselekcjonować najodpowiedniejszych kandydatów i kandydatki do dalszych etapów rekrutacji. Korzystają z niego duże firmy, zazwyczaj rozproszone lub rekrutujące na wiele stanowisk na raz. Software pozwala HRowcom oszczędzić czas, a rozwiązanie rynkowo jest oceniane wysoko, więc jego dalsze rozpowszechnianie to kwestia czasu. Pierwszy wniosek jest więc taki, że należy założyć, że nie tworzymy CV już tylko dla ludzkich oczu, ale także dla, hm, robocich (robockich?).

System może działać na kilka sposobów, w zależności od parametrów wybranych przez dział rekrutujący. Może „przepościć” Cię do kolejnego etapu, jeżeli przekroczysz jakiś % zgodności lub przepościć tylko ustaloną liczbę najlepszych aplikacji. Niezależnie od tego, chodzi o to, by być jak najbardziej zgodnym z poszukiwanym profilem. To trochę tak jak było w połowie lat 2000, kiedy kluby wprowadziły selekcję i sam fakt tej selekcji wprowadził jakiś zupełnie nowy rodzaj magii w życie nocne Sopotu. Stało się w absurdalnie długich kolejkach, by potem wejść – lub nie – do jednego z wielu, de facto identycznych, klubów.

system śledzenia aplikacji aplicant tracking system ats natalia florek personal branding
Chętnie przyjmę jakoś metaforę, która uzasadnia ich obecność tu. Szukanie pracy jest trudne, ale pączki są fajne, oprócz tego.

7 sposobów na skuteczne przejście systemu ATS

W przypadku selekcji na bramce w grę wchodziło wiele zmiennych – na przykład humor selekcjonera czy Twój poziom intoksykacji. Z systemem ATS nie jest tak trudno – ponieważ to maszyna i do tego automatyzująca proces, kieruje się bardzo konkretnymi, łatwymi do zdefiniowania kryteriami.

  1. Słowa klucze – odpowiedni dobór słów w CV i ich częstotliwość, w pewnym sensie tworzące odbicie ogłoszenia o pracę. Super sprawdza się do tego sekcja „umiejętności”. Temat gdzie szukać słów kluczy i które z nich na pewno musisz uwzględnić omawiam szczegółowo w szkoleniu z czytania ogłoszeń o pracę.
  2. Nagłówki – wiadomo, że CV ma zapadać w pamięci i nastała moda, by skracać dystans na przykład poprzez nowatorskie nagłówki. Haczyk tkwi w tym, że system rekrutujący nie ma pamięci, natomiast kreatywne nagłówki mogą sprawić, że będzie zdezorientowany i nie zeskanuje Twojego doświadczenia, jeżeli będzie ukryte pod hasłem „tu byłem, to robiłem”. Trzymajmy się standardów.
  3. Język – literówki i dziwne sformułowania gramatyczne na pewno nie zostały wprowadzone do systemu, więc przeczytaj swoje CV jeszcze raz i daj mamie lub siostrze na wszelki wypadek do korekty (albo zlec profesjonalistce). Kluczowe jest także by CV było w wymaganym przez pracodawcę języku – zazwyczaj języku, w którym napisane jest ogłoszenie.
  4. Skróty – nie używaj skrótów, nawet jeżeli są oczywiste dla wszystkich ludzi, którzy nie mieszkają pod kamieniem. Bezpieczniej jest używać pełnych nazw stanowisk, uczelni itp.
  5. Format pliku – najłatwiejszy dla systemu jest .docx, prawie równie dobry jest .pdf. Reszta to ryzyko.
  6. Bajery graficzne – to nie jest tak, że teraz ma zniknąć wszystko co jest ładne w Twoim CV (np. kropeczki pokazujące poziom znajomości języka), jednak miej na uwadze, że system zamienia wszystko w plik tekstowy, często opuszczając wszelkie tabele, stopki i inne wodotryski. Zachowaj umiar by nie mieszać mu w głowie i zawsze, oprócz prezentacji graficznej ujmij daną rzecz w słowach.
  7. Fonty i kolory – systemy, choć są nowymi technologiami, nadal najbardziej lubią CV w starym stylu – napisane znaną i lubianą czcionką (Arial, Times New Roman, wiecie, oldskul), najlepiej na ciemno na białym tle. Warto mieć to na uwadze, kiedy aplikujesz w miejsce, gdzie system jest na 100% pierwszym punktem kontaktu. Miej jednak na uwadze, że systemy są ciągle udoskonalane, by lepiej odpowiadać aktualnym trendom w CV i rzeczywiście generować pracodawcom najlepsze wyniki.

A taka bonusowa rada na koniec – to, że firmy korzystają z systemów śledzenia aplikacji nie jest tajemnicą i nie robią tego, by Ci cokolwiek utrudnić. Kiedy aplikujesz przez guzik „aplikuj” często znajdziesz w jego okolicy lub na stronie przekierowania logo lub informację, kto tę rekrutację procesuje. Wykorzystaj to jako informację, by Twoje CV wyglądało odpowiednio.

Sztuka uwodzenia pracodawcy – co mówić i czego nie mówić na rozmowie kwalifikacyjnej

Tak, wiem – porównanie szukania pracy do randkowania jest wyświechtane i każdy go używa, zadowolony ze swojej błyskotliwości i niesamowitego, oryginalnego poczucia humoru. Ale wytrzymajcie z nim i ze mną jeszcze chwilę, bo posłuży mi do przeprowadzenia Was przez meandry rozmowy kwalifikacyjnej, pierwszej randki reszty Waszej kariery.

Zanim przejdziemy dalej, przypominam, że zawsze należy założyć, że pozostałe osoby, które chcą randkować z danym pracodawcą w ramach tego samego ogłoszenia matrymonialnego (lub tego samego profilu na Tinderze) potrafią tyle samo co Ty. Są podobnie wykształcone, mają podobną historię – spełniają kryteria formalne dlatego trafiają w ogóle na spotkanie. Tym się nie wyróżnisz, ale wiadomo, jak w każdym związku musi być to „coś”. Jak, w takim razie sobie pomóc? Co mówić, a czego nie?

Rozmowa kwalifikacyjna mem doradztwo zawodowe natalia florek personal branding
Źródło: Bored Panda

Jak pomóc chemii

Chemia będzie albo nie będzie – to standard również w związkach. Na przykład mój mąż, mimo obiektywnie słabej nawijki („cześć, jak mas zna imię? A ile masz lat, Natalia?”), właściwie natychmiast zawładnął moim sercem 😉 Na rozmowie kwalifikacyjnej są jednak obszary i tematy, które mogą Ci pomóc przechylić szalę na swoją stronę – i stawiam 10pln, że to coś, o czym nie pomyślałaś/łeś.

Po pierwsze, to nie będzie randka we dwoje – będzie obecny ktoś z HRów i co najmniej jeden tzw. „hiring manager” czyli osoba decyzyjna i ta, która faktycznie buduje tu zespół. Ale to jeszcze nie koniec! Najprawdopodobniej rekrutują Cię do zespołu, który już istnieje i ma swoją dynamikę. W zależności od tego z kim będziesz współpracować, dobry menadżer będzie Cię lustrował pod tym kątem, a Ty nie masz szans wiedzieć jaki to kąt! Spytaj więc:

  • Jak duży jest zespół, jak blisko ze sobą współpracują? Jakiego rodzaju osób w nim brakuje? (budujesz narrację, że jesteś tym brakującym puzzlem, dając jednocześnie do zrozumienia, że grasz zespołowo).
  • Co powinnam wiedzieć o pracy tutaj / w tym zespole / na tym stanowisku przed moim pierwszym dniem? Czy mogłabyś / mógłbyś opowiedzieć mi o zadaniach / krokach milowych z pierwszego miesiąca / dwóch / trzech? Co jest według Ciebie najfajniejsze w tej pracy? (wchodzisz głębiej w temat tego, konkretnego środowiska i tego człowieka – jego / jej potrzeb i oczekiwań, a także pokazujesz, że już masz zakasane rękawy i gotowość do nauki i wsparcia, a więc rozwiązania jego / jej problemów).
mem rozmowa kwalifikacyjna doradztwo zawodowe natalia florek personal branding
Źródło: Bored Panda

Czar prysł

Wiecie, jak wszystko idzie świetnie, myślisz, że to ten / ta, motyle w brzuchu, i nagle dzieje się coś takiego, że czar, niczym bańka mydlana, pryska? Na przykład wtedy, kiedy mój kolega ze studiów poznał w klubie swój ideał – wszystko się zgadzało, wygląd, gadka się kleiła, poczucie humoru to same, ewidentnie chemia w obie strony i ona nagle mówi: „zaraz wracam, idę j**nąć szczocha”. No, nie czekał na nią jednak po czymś takim, a o swoim rozczarowaniu opowiadał jeszcze kilka dni później… Dlatego już teraz uzbrój się w kilka rzeczy, których nie wolno Ci powiedzieć na rozmowie, nie bądź taka/i jak ta dziewczyna z klubu.

Nie mów: Nienawidzę mojego obecnego / byłego szefa / pracy. Dlaczego: W ogóle najlepiej nie mówić o byłej pracy, a już na pewno nie źle. Wydajesz się wtedy niedojrzała/y i pamiętliwa/y, a do tego trudno się pewnie z Tobą pracuje. Jesteś na rozmowie o pracę, więc logiczne jest, że nie chcesz już pracować tam gdzie teraz. Przekuwaj coś, czego nie lubisz w chęć rozwoju. Użyj tej okazji na przykład do pochwalenia nowego pracodawcy (chciałabym/ chciałbym pracować w tak dużej / znanej / specjalistycznej organizacji).

Nie mów: Nie mam pytań. Dlaczego: Serio nie masz pytań?! To jesteś nieprzygotowana/y, nie zależy Ci, a oprócz tego nuda i czar pryska. Zadaj pytania z poprzedniego akapitu. Spytaj jak będzie wyglądał Twój typowy dzień. Dowiedz się więcej o kulturze organizacji, ale miej pytania!

Nie mów: Mam nadwrażliwość jelit / Mój mąż mało zarabia / Wychowuję sam trójkę dzieci Dlaczego: Jesteś tam z powodów profesjonalnych i nawet jeżeli według Ciebie ten osobisty szczegół jest istotny w kontekście pracy, to serio – nikogo to nie obchodzi. Co rekruter (i menadżer!) ma zrobić z taką informacją? Zajmą się tym , kiedy już będziesz pracownikiem, nie powoduj na własne życzenie sytuacji niezręcznej ciszy z dźwiękiem świerszczy w tle. Zadaj sobie pytanie „czy powiedziałabyś / powiedziałbyś to na pierwszej randce?” i postępuj adekwatnie.

Nie mów: Yyyy… / Nie wiem. / Denerwuję się! / [Kłamstwo – byleby coś powiedzieć] Dlaczego: Przesadzam, no może oprócz przypadku kłamania, które jest bardzo słabe. Ale szczerze wierzę, że każdą rzecz można powiedzieć na wiele sposobów. Powiedz zamiast: to ciekawe pytanie, nigdy nie zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale pierwsze przychodzi mi do głowy… Jestem podekscytowana, zbiorę myśli i już odpowiadam. Większość pytań z rozmowy kwalifikacyjnej nie ma na celu sprawdzenia Twojej wiedzy, a sposobu w jaki myślisz, jak radzisz sobie w różnych sytuacjach, jak wygląda chemia, którą nawiązujesz z przyszłym szefem / szefową. Jako hiring manager z kilkuletnim stażem przyrzekam, że każdy z nas z otwartymi ramionami przyjmuje kogoś, kto szuka rozwiązań zamiast rozkładać ręce! 🙂

Nie mów: Ile będę zarabiać?/ Jakie są benefity? / Kiedy od Was usłyszę? Dlaczego: Nie mów nic, co mogłoby dać do zrozumienia, że już się sam/a zatrudniłeś/łaś na tym stanowisku. Pozwól, by tematy pieniędzy i benefitów poruszył przedstawiciel HR, a jeżeli tego nie zrobi, uzbrój się w cierpliwość i poczekaj na ofertę. Rekrutacja nie dzieje się w próżni – trzeba Cię wrzucić w widełki, porównać do innych kandydatów, negocjować.

mem rozmowa kwalifikacyjna doradztwo zawodowe natalia florek personal branding
Źródło: Bored Panda

No-go zone

W poszukiwaniu partnera są obszary, które pojawiają się szybko i zazwyczaj są decydujące w decyzji. Paradoksalnie są to wszystkie obszary, których nie należy w ogóle wspominać na rozmowie kwalifikacyjnej, w sposób prosty i przystępny podane na infografice poniżej.

rozmowa kwalifikacyjna o co pytac natalia florek doradztwo zawodowe personal branding

Nie poruszaj tych tematów z własnej inicjatywy, a gdy zostaniesz o któryś z nich spytana/y, posłuż się dyplomacją – to mimo wszystko bezpieczniejsza odpowiedź niż jej odmowa (chociaż wiem, że są takie sytuacje, w których odmowa to jedyne słuszne wyjście). Na przykład na pytania o rodzinę można pójść w narrację „moja sytuacja osobista w pełni pozwala mi na realizowanie obowiązków zawodowych”. Na pytanie o wiek – zazwyczaj zawoalowane pod czymś takim jak „a kiedy skończyłeś studia?” – warto odwołać się do doświadczenia, mówiąc, „studia jakiś czas temu, a zdobyte doświadczenie od tego czasu pomoże mi w szybkim wdrożeniu się w zadania”.

Jest też mnóstwo pytań, które padają na rozmowach i można do nich podejść strategicznie. Są też typowe „pułapki” z Twojego CV, które mogą się na rozmowie pojawić. Ale to już temat na inny post – dajcie znać, czy bylibyście zainteresowani.

Sztuka bycia beznadziejnym

Trochę dramatyzuję z tym tytułem, taki cklickbait 😉 Ale będzie o ponoszeniu porażek, ze szczególnym uwzględnieniem porażek na rynku pracy, a wiadomo, że to boli. *Dramatyczna pauza* – a może jednak nie? Czytaj dalej by się przekonać. (W kategorii mniejszych porażek zaliczmy fakt, że mój komputer odmawia zrobienia literki „ci – c z kreseczką”, więc jeżeli nie wyłapię, to będzie więcej obciachowych literówek niż zwykle).

ponoszenie porażek fail fast natalia florek personal branding doradztwo zawodowe kompetencje przyszłości
O ponoszeniu porażek napisano już książki, niech to zdjęcie będzie zapowiedzią dalszego tonu tego wpis :D.
Fot. Estee Janssens Unsplash

Szanse, że się nie uda są większe niż te, że się powiedzie

Statystycznie 90% start-upów się nie udaje. Ludzie ładują swoje zasoby: czas, energię, pieniądze w jakiś pomysł, który potem rynek weryfikuje i zazwyczaj nie jest to korzystne dla founderów. Co robią wtedy ci ludzie? W skrócie – strzepują kurz, rozglądają się by zobaczyć co się wydarzyło na świecie przez ostatnie kilka miesięcy (lat) kiedy byli skupieni na swoim pomyśle i nie odwracając się za siebie, idą dalej. Chwilę później angażują się w kolejny pomysł, mądrzejsi o doświadczenie. Podobnie działa coraz bardziej rozpowszechniona poza światem IT metoda zwinnego zarządzania – wprowadzam swoje rozwiązanie – działa / nie działa – ulepszam lub porzucam. Nie ma sentymentów, porażki są wpisane w ten sposób działania i tylko ponosząc je jesteśmy w stanie szybciej dojść do efektów. W ciągle zmieniającym się otoczeniu szybkość weryfikacji i wykonania jest istotniejsza niż perfekcyjny rezultat.

A teraz przejdźmy do „zwykłego świata” i tego jak my, zazwyczaj, jesteśmy nastawieni do porażki. Generalizując, osoby urodzone mniej-więcej do 1990 roku porażek nie ponoszą lub przynajmniej we własnych umysłach nie dopuszczają takiej opcji. Ciągłe dążenie do perfekcji, na ściśle wyznaczonych torach to standard. Podobnie szefowie z pokoleń boomersów, X czy Y nie bardzo są w stanie przyjąć cokolwiek poniżej 100% normy. I w momencie, w którym się posypie, jest dramat. Nikt nas nie nauczył, że to, hm, normalne. Wyobraź sobie teraz kilka najgorszych rzeczy, które mogłyby Ci się przytrafić w karierze zawodowej i załóż, że się wydarzą jedna po drugiej. Co robisz?

ponoszenie porażek fail fast natalia florek personal branding doradztwo zawodowe kompetencje przyszłości
Hasło motywacyjne na każdą drogę usłaną porażkami. Fot. Hello I’m Nik.

4 zasady ponoszenia porażki

Tak się składa, że nasi spece od agile’a i start-upów już to wiedzą i dzielą się z nami, wystarczy posłuchać. Przygotuj się na porażkę i zapewnij sobie, by była:

Szybka – nie ma żadnego powodu, by przedłużać coś co, nie działa. Ciągnąc projekt bo już zaangażowaliśmy w niego swój czas, to doprowadzimy do końca, mimo że jest kompletnie bez sensu. Wytrzymać w tej pracy, której szczerze nienawidzę, dłużej niż rok bo jak to będzie wyglądało w CV. Wierzyc, że coś się samo zmieni, pandemia się skończy, dzieci urosną, od nowego miesiąca, wtedy, kiedy schudnę… Mówi się, że nigdy nie jest dobry moment, ale to nieprawda – dobry moment jest od razu wtedy, kiedy zauważysz, że dana rzecz do niczego nie prowadzi.

Tania / bezpieczna – domyślam się, że wcześniejsze akapity mogły wywoływać trochę buntu, właśnie ze względu na aspekt finansowy. Już to widzę, jak mój szef pozwala porzucić projekt za grube bańki. Ale tak właśnie się dzieje – lepiej stracić trochę pieniędzy teraz, niż później utopić dużo więcej. Zawsze przed zaangażowaniem większych środków warto zastanowić się, czy to co robię jest faktycznie tego warte. Zdecydowanie za rzadko przyznajemy sami przed sobą, że coś nie działa tak jak powinno (albo jest po prostu bez sensu). Odpowiedzialne ponoszenie porażki zakłada eksperymentowanie, ale przy bezpiecznym podejściu do finansów.

Akceptowana – znacie na pewno 5 faz żałoby, które można tak na serio przypisać do większości dołujących wydarzeń w życiu. Zaczyna się od wyparcia, potem jest gniew i bunt, negocjacje, depresja i na koniec akceptacja. Nie odmawiam przeżywania wszystkich tych uczuć, ale mocno zachęcam do przebrnięcia do fazy 5 (gdyż wiele osób utyka gdzieś po drodze) i to jak najszybciej. Szczególne wyraźnie widać to przy stracie pracy. Na swojej drodze spotykam teraz wiele tzw. koronnych, osób, które straciły pracę w trakcie pierwszej fali i od ręki mogę wymienić całkiem sporą grupę, która nadal nie dowierza, że tamten statek już odpłynął, nie ma powrotu.

Motywująca – jeżeli już jesteście w fazie akceptacji to tak zapewne będzie, ale wydzielam osobny podpunkt, bo to ważne. To nie jest koniec świata, to nowe możliwości i nowy początek – jeżeli tak do tego podejdziesz, przyjmiesz start-upowe myślenie, to będziesz o tyle z przodu przed ludźmi bez tego mindsetu, utkniętych w fazie negocjacji albo – co gorsza – dalej twardo cisnących projekt skazany na porażkę. To super mocny fundament nie tylko dla Twojej dalszej kariery, ale także mocna i potrzebna kompetencja przyszłości.

ponoszenie porażek fail fast natalia florek personal branding doradztwo zawodowe kompetencje przyszłości mbank fail ęśąż

Uczyć się od mistrzów porażek

Jakieś pół roku temu mBank przysłał do wszystkich swoich użytkowników testowe powiadomienia push, między innymi to najbardziej urocze o treści „ęśącż”. Mnie rozbawiło, internety ogólnie też, ale sporo było głosów, że to porażka na całej linii, że bankowi nie wypada i czy tak samo nonszalancko traktują nasze przelewy. Kto nie kliknął nigdy omyłkowo „odpowiedz wszystkim” niech pierwszy rzuci kamieniem 😛 mBank podszedł do tego mistrzowsko-marketingowo, z dużym dystansem i jest idealnym przykładem oswajania porażki nr 1: humor.

W zeszłym tygodniu pisałam o tym, że nas mózg lubi się porównywać i że to niedobrze, ale odpuśćmy mu na chwilę i poczytajmy o najsłynniejszych porażkach, o milionach dolarów, które wielcy biznesu przepuścili na głupie pomysły, o eks-prezydencie jakiegoś mocarstwa, który nie wie kiedy ze sceny zejść i tego typu tematach. Wujek Google ma tego na pęczki. Nadanie perspektywy swojej sytuacji to sposób na oswajanie porażki nr 2.

Pośmialiśmy się już z innych? 😉 To teraz spójrz na siebie – zaakceptuj porażkę, nie oceniaj się zbyt surowo, zastanów się nad tym co zrobić by to jednak była okazja do nauki i pomyśl o tym, jak wcześniej znosiłaś/łeś porażki? A jak sukcesy? Widzisz – masz już odznakę radzenia sobie z tym, życie toczy się dalej. Przyjęcie, że już wiesz co robić, i że to normalna część Twojego życia, to strategia oswajania porażki nr 3. Idealna na zakończenie tego wpisu.